Od roku przybył mu ciekawy sojusznik, działający w Bari - stolicy Apulii, czyli obcasa we włoskim bucie. Jest młodszy, z innej zupełnie gliny: nie policjant, a adwokat – tę listę różnic można by ciągnąć jeszcze długo, a i tak podskórnie czujemy, że mecenasa Guerrieriego, którego powołał do życia Gianrico Carofiglio, łączy z naszym sycylijskim ulubieńcem fundamentalny rys charakteru. Obserwacja ta dotyczy zarówno samego człowieka jak i społecznej tkanki, w której funkcjonuje. Nie nazwałbym tego może aż optymizmem, ale na pewno jest to przekonanie, że życie jest zasadniczo dobrym wynalazkiem, chociaż rzadko przystaje do zasad sprawiedliwości, dekalogu i estetyki.
„Ponad wszelką wątpliwość” to trzeci wychodzący po polsku tom cyklu pisanego przez młodego włoskiego prokuratora, który po godzinach przewrotnie zabawia się swoim alter ego w adwokackiej todze. Mecenasa wzywa do więzienia człowiek uwikłany w przemyt narkotyków – sprawa wydaje się nie do obrony, zwłaszcza że poprzedni obrońca z urzędu zrobił właściwie wszystko, by swojego klienta wpakować w sytuację bez wyjścia. Na dodatek podsądny okazuje się człowiekiem, który wiele lat wcześniej jako prawicowy bojówkarz spuścił Guerrieriemu solidne manto. Sam tego nie pamięta, a adwokat nie ma ochoty przypominać – ma za to problem z pojawiającymi się myślami o zemście za dawne upokorzenie. Tę i tak już pokręconą sytuację komplikuje postać żony oskarżonego, ponętnej pół-Włoszki pół-Japonki wyraźnie zafascynowanej adwokatem.
Autor systematycznie każe swojemu bohaterowi cytować rozlicznych klasyków literatury, zarówno tej wyższej, jak i całkiem popularnej (wyliczanka ulubionych cytatów pojawia się parokrotnie jako murowany sposób na podryw). W tej liście nie pojawił się dotychczas Chandler, ale jego duch unosi się nad gabinetem Guerrieriego i jest jasne, że kłopoty to jego specjalność. Wszystkie więc okoliczności, czyniące sprawę ryzykowną z punktu widzenia kariery zawodowej i spokoju uczuciowego, popchną go do działania.
Książki Carofiglia mieszczą się zasadniczo w ramach gatunku sądowego thrillera, znanego nam przede wszystkim z kanonicznych wcieleń anglosaskich (sądownictwo tego obszaru kulturowego sprzyja dramatyzmowi procesów a więc i ułatwia robotę pisarzowi). Dlatego nie doczekamy się rozwiązania zagadki, kto naprawdę przemycał narkotyki, ani kto wrobił Bogu ducha winnego człowieka. Istotna jest jedynie walka adwokata o dowiedzenie, że jego klient nie miał z tą sprawą nic wspólnego. Prawda materialna przestępstwa przestaje Guerrieriego obchodzić z chwilą uzyskania korzystnego wyroku (choć mimowolnie pomaga policji w znalezieniu winnych). Obchodzi go (a także nas) co innego: prawda jego własnej pogmatwanej egzystencji. Wywikłanie się ze sprawy, w której uniewinnienie przez sąd nie oznacza wcale końca emocjonalnego procesu, w którym Guerrieri nie może liczyć na żadnego adwokata, chyba że byłby nim sam diabeł.
Nawet jeśli zabrzmiało to zbyt górnolotnie, jak na prosty kryminał, to właśnie jest urok twórczości Carofiglio. Dyskusje z samym sobą, pokusy (raz odparte, raz przyjęte z pełną jasnością moralnie wątpliwej sytuacji), szukanie bliskości ludzi i cofanie się przed decydującym krokiem, konfrontacje z wielkomiejskim światkiem i półświatkiem składają się na ciepłą, nieprzesadzoną w żadną stronę opowieść o znużeniu życiem, jakie jest udziałem większości rówieśników mecenasa na Zachodzie. Znużone i wytarte są też instytucje społeczne, w których przychodzi mu funkcjonować - z machiną sprawiedliwości na czele. Tyle że kryzys wieku średniego i poczucie zmarnowanych szans w wymiarze jednostkowym nie napełniają na, z każdą stroną coraz bliższych znajomych Guerrieriego, zniechęceniem - ale to już zasługa apulijskiego słońca i wina.