Franciszek Starowieyski, świadek historii

Franciszek Starowieyski, który opuścił nas w lutym 2009, zostawił po sobie ponad 2000 obrazów i rysunków, rozsianych po świecie w muzeach i prywatnych kolekcjach.

Publikacja: 22.05.2010 01:34

Franciszek Starowieyski, świadek historii

Foto: Rzeczpospolita

Pozostawił także 300 plakatów, liczne scenografie, jak również niedostępne dziś na rynku księgarskim te książki, których był narratorem, a zostały zapisane przez zaprzyjaźnione z nim panie.

Ten fascynujący narrator na widok kawałka papieru, choćby koperty po przesłanej mu książce, spontanicznie zaczynał rysować. Mając napisać prosty komunikat: „wracam za pół godziny”, kaligrafował go w tak zachwycający sposób, że pierwszy przechodzień, widząc taką kartkę na drzwiach, musiał ulec pokusie, by rozpocząć zbieranie wszystkiego, co wyszło spod ręki Starowieyskiego. Pierwsza z tych książek, którą lubię szczególnie, to wydana w Czytelniku w roku 1994 „Franciszka Starowieyskiego opowieść o końcu świata, czyli reforma rolna”. Pisała ją Krystyna Uniechowska.

Opowieść zaczyna się we wrześniu 1939, gdy nad ranem dziewięcioletniego bohatera tej historii, jego rodziców i dwu młodszych braci w rodzinnym majątku Bratkówka pod Krosnem budzi hałas niemieckiego bombardowania. Matka z chłopcami jest odwieziona do krewnych w głąb kraju. Ojciec zostaje we dworze. Tam dopadają go bolszewicy i wywożą na zawsze. Ostatecznie rodzina osiada w majątku dziadków Siedliska w Kieleckiem. Tutaj kilkunastolatek zaczyna zapamiętywać otaczający go świat. Buszuje z braćmi po obszernym dwupiętrowym dworze, chłonąc wszystko, poczynając od zapachów. „Wchodziło się do domu i czuło się zapach dobrego wosku do parkietów, dobrych środków do czyszczenia mebli, sreber, szkieł. Środki do czyszczenia robiło się w domu, z ziół. Do czyszczenia dywanów gotowało się ziele mydlika. Te wszystkie zapachy stwarzały wrażenie wielkiego zadbania domu”.

Z holu na parterze wchodziło się do małego saloniku, gdzie znajdowała się biblioteka artystyczna: historia malarstwa, albumy z reprodukcjami wielkich twórców, pisma poświęcone wnętrzom. W małym saloniku dzieci były zobowiązane czekać, aż zabrzmi drugi gong wzywający na obiad. Tam rozpoczęła się edukacja artystyczna Franciszka, który w miarę upływa lat osiągnął niebywałą wiedzę o stylach i przedmiotach. Drugi gong rozlegał się zawsze o pierwszej piętnaście. Natomiast od wczesnego ranka stół był nakryty do śniadania, na które każdy schodził, gdy miał ochotę. Lekka kolacja rozpoczynała się regularnie o siódmej.

We dworze coraz to przybywało rezydentów i gości. W końcu wielki stół, przy którym przed wojną zasiadała tylko ścisła rodzina, czasem ktoś zaproszony, został przeniesiony do holu, gdzie jadło przy nim 18 osób. Jadalnię zamieniono na jeszcze jeden pokój dla gości, choć na drugim piętrze było ich siedem. Dzieci nieustannie odkrywały tajemnice osób i domu. Pan Zalewski, mający na swojej srebrnej mydelniczce dziewięciopałkową koronę był po prostu ordynatem Zamoyskim. „W gabinecie dziadka, na parterze, odsuwało się cały segment szaf bibliotecznych i tam z tyłu było pomieszczenie dwa metry na dwa, gdzie można było schować ubrania, buty, futra, bele materiałów… rzeczy będące najbardziej łakomym kąskiem dla rabusiów… w jednym z pokoi odkręcało się śrubę i wówczas w sąsiednim można było wyjąć kawał parkietu i schować rzeczy pod podłogę”.

W grubych nogach stolika babki z czasów Ludwika XIV były skrytki na biżuterię. Z tego wszystkiego pozostała w rodzinie stara sekretera dziś stojąca u najmłodszego z braci, ks. profesora Marka Starowieyskiego, specjalisty od greckich ojców Kościoła, nosząca trzy ślady otwierania rosyjskimi bagnetami – w 1863, 1914 i 1945. Gdy ksiądz chciał ją oddać do konserwacji, Franciszek zapobiegł temu i wyintarsjował daty: dwie pierwsze z czarnym dwugłowym orłem i ostatnią z czerwoną gwiazdą z najbardziej czerwonego mahoniu.

Nadszedł kres. Styczeń ’45. Jeszcze nie dokonała się reforma rolna, gdy do Siedlisk zajechały ciężarówki z uzbrojonymi ludźmi w czerwonych opaskach na rękawie rekwirować zboże dla głodujących miast. Znaleźli worki ze specjalnie wyselekcjonowanym ziarnem pszenicy pozwalającym osiągnąć duże plony przy lichej ziemi. Tutaj nawet ci, którzy mieli przejąć dworską ziemię, nadaremnie próbowali ratować to ziarno. Franciszek Starowieyski, świadek historii, na dodatek wykazuje znaczny zmysł socjologiczny, rozważając różnice kondycji materialnej i psychologicznej małorolnych gospodarzy i dworskich fornali. Ta książka zasługująca na wznowienie mogłaby się ukazać z równym powodzeniem w Czytelniku, co w IPN. Tylko pierwsze z tych wydawnictw mogłoby sobie pozwolić na to bezkarnie, nie narażając się na ataki w parlamencie.

Pozostawił także 300 plakatów, liczne scenografie, jak również niedostępne dziś na rynku księgarskim te książki, których był narratorem, a zostały zapisane przez zaprzyjaźnione z nim panie.

Ten fascynujący narrator na widok kawałka papieru, choćby koperty po przesłanej mu książce, spontanicznie zaczynał rysować. Mając napisać prosty komunikat: „wracam za pół godziny”, kaligrafował go w tak zachwycający sposób, że pierwszy przechodzień, widząc taką kartkę na drzwiach, musiał ulec pokusie, by rozpocząć zbieranie wszystkiego, co wyszło spod ręki Starowieyskiego. Pierwsza z tych książek, którą lubię szczególnie, to wydana w Czytelniku w roku 1994 „Franciszka Starowieyskiego opowieść o końcu świata, czyli reforma rolna”. Pisała ją Krystyna Uniechowska.

Pozostało 84% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski