Persowie twierdzili, że kawę – czarną jak kamień wbudowany w narożnik Kaaby w Mekce – przyniósł na ziemię archanioł Gabriel. Postanowił wesprzeć słabnącego Mahometa i ten cel osiągnął. Mahomet poczuł taki przypływ energii, że zwalił z konia 40 mężczyzn i posiadł 40 kobiet. Tyle legenda.
Fakty, które w ciekawej książce przytacza słoweński antropolog Božidar Jezernik, wskazują, że ojczyzną kawy jest Etiopia. A w krajach muzułmańskich upowszechniła się w połowie XV stulecia. Z czasem suficcy szejkowie w Jemenie zaczęli jej używać podczas długotrwałych i wyczerpujących ceremonii religijnych. Ponoć gdy kawę sprowadzono do Rzymu, pewien duchowny poprosił papieża Klemensa VIII (1533 – 1605), by zabronił chrześcijanom spożywania napoju. Argumentował, że to diabeł dał ją swoim wyznawcom zamiast wina, które pijał i poświęcił Chrystus.
Papież postanowił zapoznać się z niebezpiecznym naparem, a znęcony aromatem, skosztował. Miał wtedy wykrzyknąć: „Ten napój szatana jest tak smakowity, że szkoda byłoby pozwolić, aby cieszyli się nim wyłącznie niewierni. Przechytrzymy więc czarta i kawę ochrzcimy".
Jeden z angielskich podróżnych po Lewancie zanotował, że Turcy w czasie choroby pościli i pili kawę. Jeżeli nie pomagała, mogli zrobić tylko jedno – sporządzić testament. W Europie medycy różnie mówili o właściwościach napoju. Jedni twierdzili, że pomaga na kaszel, melancholię, a nawet... letarg, drudzy – że to powoli działająca trucizna.