Był już skinheadem infiltrującym środowisko hiszpańskich neofaszystów, później wszedł w struktury mafii handlującej ludźmi. Tym razem dziennikarski James Bond postanowił zostać terrorystą. Stworzył sobie legendę, podszywając się pod palestyńsko--wenezeuelskiego muzułmanina Mohammeda Abdullaha. Nauczył się arabskiego, przeszedł na islam (jak podkreśla szczerze) i poddał się obrzezaniu. W ciągu sześciu lat wniknął w grupy terrorystyczne na tyle głęboko, że zdobył zaufanie członków Hezbollahu, poznał słynnego terrorystę Carlosa „Szakala" we francuskim więzieniu i przeszedł militarne szkolenia w Wenezueli. Wraz z kolejnymi rozdziałami nawał przygód i niebezpieczeństw zaczyna przytłaczać. „Ja, terrorysta" dryfuje w stronę opowieści narcystycznego Indiany Jonesa i bardziej niż literaturę faktu przypomina literaturę przygodową. ? Marcin Kube