Ikona popkultury

Ponad ćwierć wieku temu narodził się Geralt z Rivii, który dziś ma fanów na całym świecie. Andrzej Sapkowski planuje nowe przygody Wiedźmina

Publikacja: 21.06.2013 01:01

Michał Żebrowski w roli Wiedźmina to jedyny jasny punkt filmu Brodzkiego

Michał Żebrowski w roli Wiedźmina to jedyny jasny punkt filmu Brodzkiego

Foto: PAP/TVP

Red

65 lat kończy dziś Andrzej Sapkowski. Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę". Przekraczając wrota Wyzimy, wiedźmin Geralt z Rivii nie przeczuwał, jaka przyszłość go czeka. Nikt zresztą nie mógł przewidzieć, że wkrótce stanie się on najbardziej rozpoznawalną na świecie postacią stworzoną przez polską popkulturę. Niedawno minęło 26 lat od publikacji pierwszego opowiadania z jego udziałem.

Początek

W roku 1985 magazyn „Fantastyka" ogłosił konkurs literacki. Wśród prac, które napłynęły do redakcji, znalazło się opowiadanie „Wiedźmin" nadesłane przez Andrzeja Sapkowskiego, specjalizującego się w sprzedaży konfekcji damskiej pracownika polskiego handlu zagranicznego. Historia strzygi, króla i zmutowanego wojownika była debiutem tego zamieszkałego w Łodzi urzędnika, choć z fantastyką miał on kontakt już wcześniej. Jeżdżąc na Zachód, stykał się z dziełami tamtejszych pisarzy tworzących w tym nurcie, a dwa lata wcześniej przetłumaczył na język polski opowiadanie „Słowa guru" wybitnego amerykańskiego autora Cyrila M. Kornblutha. Zresztą jak sam przyznał po latach, w tym okresie myślał raczej o zostaniu zawodowym tłumaczem i nie planował pisarskiej kariery.

Fabuły „Wiedźmina" nie ma sensu tu streszczać, gdyż zna ją każdy z fanów przygód Geralta. Dość rzec, że nie była zbyt oryginalna i tak naprawdę stanowiła trawestację ludowej opowieści o strzydze, wydanej w roku 1852 przez romantycznego poetę i folklorystę Romana Zmorskiego w tomiku „Podania i baśnie ludu polskiego".

„Wiedźmin" ukazał się drukiem w 1986 r. w grudniowym numerze „Fantastyki". Nie został jednak zwycięzcą konkursu, gdyż tytuł ten przypadł opowiadaniu "Wrocieeś Sneogg, wiedziaam..." autorstwa Marka S. Huberatha. Sapkowskiego ominęło również drugie miejsce, które zajął Jan Marszczyszyn. Łódzki urzędnik zdobył zaledwie trzecią nagrodę, którą zresztą współdzielił z dwoma innymi pisarzami. Paradoksalnie jednak, to właśnie jego czekała największa kariera. Nawet jeśli jury chwaliło go tylko „za sprawność warsztatową i szczególne walory czytelnicze".

As nad asy

Wkrótce po publikacji „Wiedźmina" „Fantastyka" została zasypana listami od czytelników. Przeważały wyrazy zachwytu nad literackim kunsztem Sapkowskiego, choć znalazło się również parę oskarżeń o plagiat. W październiku 1987 r. doszło do tego, że redakcja była zmuszona opublikować oświadczenie, w którym udowadniała nielicznym pieniaczom, że wzorowanie się na ludowej baśni plagiatem jednak nie jest.

W obliczu niezwykłej popularności, jaką zyskał Geralt, jego twórca postanowił nie ograniczać się  do jednej historii z udziałem zabójcy potworów i już niebawem wojownikowi temu dane było przeżyć kolejne przygody, skonstruowane według schematu: bierzemy popularną baśń, przekręcamy to i owo oraz w cały ten galimatias wrzucamy wiedźmina, żeby zrobił porządek. Tym sposobem dzielny mutant jadł kolację w zamku przemienionego w bestię szlachcica, którego odczarować mogła jedynie prawdziwa miłość, ścierał się z bandą morderców dowodzoną przez Królewnę Śnieżkę, swatał księcia z syrenką, poskramiał dżina, a nawet ze swoim przyjacielem bardem Jaskrem zawędrował raz na koniec świata, gdzie mu diabeł powiedział dobranoc. Po drodze zdążył jeszcze wpaść w szpony pewnej ciemnowłosej czarodziejki o nieposkromionym apetycie erotycznym i wplątawszy się w intrygi cintryjskiej królowej Calanthe, związać swe przeznaczenie z jej wnuczką Ciri.

Z każdym kolejnym opowiadaniem rosła sława Sapkowskiego. Nie trzeba było długo czekać, aby pojawiające się dotąd na łamach prasy historie ukazały się w formie książkowej. W 1990 r. wydawnictwo Reporter opublikowało „Wiedźmina", zbiór zawierający cztery teksty o przygodach łowcy potworów i opowiadanie „Droga, z której się nie wraca" – o matce Geralta, czarodziejce Visennie. Trzy lata później nakładem Supernowej ukazało się „Ostatnie życzenie".  W tym samym roku czytelnicy mieli okazję jeszcze raz spotkać się z Geraltem, gdyż na rynek trafił „Miecz przeznaczenia", wydany również przez Supernową. Wkrótce gruchnęła wieść przyprawiająca wszystkich fanów białowłosego o rozkoszne drżenie serca: z wyroków Sapkowskiego (i wolnego rynku) mutant lada dzień miał opuścić krainę krótkiej formy, by udać się na włóczęgę po świecie epickiej sagi. I rzeczywiście w następnym roku ukazała się pierwsza część pięciotomowego cyklu o wiedźminie. Przez następne kilka lat entuzjaści przygód Geralta sami mieli okazję dokonywać epickich czynów, by zdobyć kolejne części cyklu, które rozchodziły się z prędkością światła. Oczekiwanie na dalszy ciąg mogli sobie osładzać lekturą wychodzących w tym czasie komiksów o losach wiedźmina autorstwa słynnego rysownika Bogusława Polcha i wieloletniego redaktora „Fantastyki" Macieja Parowskiego. Pośród tych zeszytów znalazła się perełka: „Zdrada", czyli adaptacja nigdy nienapisanego przez Sapkowskiego opowiadania, które zaistniało wyłącznie w rozmowach twórcy Geralta i autorów komiksu.

Popularność Geralta z Rivii sprawiła, że Andrzej Sapkowski, do którego zdążyło już przylgnąć miano Asa, mógł spokojnie porzucić dawną pracę i zostać zawodowym pisarzem. Autor przygód wiedźmina wznosił się do góry niczym rakieta, której paliwem było uwielbienie fanów. Zostawszy niekwestionowanym cesarzem polskiej fantastyki, zadziwił wszystkich, gdy wyrwał się z getta fantasy i wyruszył w podróż po szerokiej i zasadniczo wrogiej wobec opowieści o elfach przestrzeni tzw. mainstreamu, zwanego z pyszna literaturą poważną. Mimo sarkania niektórych przedstawicieli tego ostatniego gatunku, którym wstyd było przyznać, że w trakcie bezsennych nocy zastanawiają się, czy Geralt połączy się w końcu z ukochaną Yennefer, As został jedną z najjaśniejszych gwiazd literackiego nieboskłonu III Rzeczypospolitej, a najwymowniejszym potwierdzeniem jego statusu było m.in. przyznanie mu w 1997 r. Paszportu „Polityki" i odznaczenie go 15 lat później przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego srebrnym medalem Gloria Artis.

Geralt

Kim właściwie jest wykreowany przez Andrzeja Sapkowskiego bohater, któremu pisane było zawładnięcie masową wyobraźnią? To obdarzony nadludzkimi zdolnościami mutant wyhodowany tylko do jednego celu: zabijania zagrażających ludzkości potworów. Przynajmniej tak to wygląda w teorii, bo w praktyce białowłosy wojownik – wbrew swoim bliźnim, chcącym postrzegać go wyłącznie jako narzędzie podobne do dwóch noszonych przez niego mieczy – jest postacią pełną sprzeczności i nad wyraz skomplikowaną. Mimo że tajemnicze rytuały i genetyczne operacje przemieniające ludzkie dzieci w wiedźminów powinny teoretycznie pozbawiać je uczuć, Geralt nie jest wyłącznie biologiczną maszyną do zabijania. Targają nim liczne rozterki, namiętności i niemożliwe do zrealizowania pragnienia, które uniemożliwiają mu zachowanie wymaganej od przedstawicieli jego cechu neutralności.

Wędrujący po Północnych Królestwach mistrz miecza raz za razem wciągany jest w lokalne konflikty, zbyt często różni szemrani osobnicy mylą go z płatnym zabójcą i zbyt często sumienie, którego nie powinien mieć, nie pozwala mu przejść obojętnie obok krzywdy. Co gorsza, w otaczającym go świecie bestii do zgładzenia jest coraz mniej, za to coraz częściej to jego  ludzie postrzegają jako przeklęte dziwadło, które najlepiej byłoby czym prędzej zabić, a jego truchło spalić. Rzeczywistość kompletnie przestała przystawać do tego, co od wieków wpajano wiedźminom, a ich bractwo stało się niepokojącym anachronizmem. Dawnymi czasy zło miało oblicze zakrwawionego pyska wilkołaka, jednak Geraltowi zdarza się spotykać wampiry i smoki mające w sobie więcej człowieczeństwa niż ludzie, których ma przed nimi bronić. Nawet ostateczne przeznaczenie głównego bohatera całkowicie odbiega od tego, jakie planowali dla członków jego zakonu ci, którzy przed wiekami powołali go do życia. Przez stulecia żaden ze zmutowanych wojowników nie umarł we własnym łóżku, lecz koniec, który znajdowali w walce z krwiożerczymi potworami, miał mimo wszystko pewne cechy epickie, tymczasem Biały Wilk, jak nazywany jest niekiedy Geralt, zginie zadźgany widłami w trakcie pogromu nieludzi w Rivii. Smutny paradoks losów Geralta i jego współbraci polega na tym, że gdy w niedalekiej przyszłości wiedźminów zabraknie, ci znawcy sztuki walki mieczem, przez współczesnych uważani za niewiele lepszych od zwykłych opryszków, wspominani będą jako szlachetni członkowie mistycznego bractwa kapłanów-wojowników, strzegących naturalnego porządku świata.

Geralt łączy w sobie cechy samotnego rewolwerowca, wymęczonego życiem prywatnego detektywa czy stającego w obronie uciskanych wieśniaków szlachetnego ronina z japońskich opowieści. Jest najemnikiem, ale najemnikiem o dobrym sercu skrywanym pod szorstką i przerażającą postronnych powierzchownością wojownika o kocich oczach, pozbawionych pigmentu włosach i chorobliwie bladej cerze. Zabija bez wahania. Co więcej – swoich przeciwników wręcz szlachtuje.

A mimo to czujemy sympatię do tego wędrowca i rozdzierający serce smutek, gdy obserwując jego zmagania z pogardzającym nim światem. Niezwyciężony w walce z najstraszliwszymi bestiami jest całkowicie bezradny wobec podłości tych, których ochrania, a największej krzywdy doznaje zawsze z rąk kobiet. Nade wszystko bowiem pozbawiony ponoć wszelkich emocji wiedźmin pragnie miłości i akceptacji, a jego niedościgłym marzeniem pozostaje zwykłe życie u boku ukochanej kobiety i dzieci. Dramat bohatera polega na tym, że doskonale zdaje sobie sprawę, iż to życzenie nigdy się nie ziści. On sam wskutek zmian genetycznych jest bezpłodny, podobnie jak miłość jego życia, piękna, lecz dwulicowa czarodziejka Yennefer. Tych dwoje długowiecznych kochanków (oboje starzeją się wolniej niż zwykli śmiertelnicy) przez lata będzie się kochać, pożądać i wzajemnie ranić. Kiedy między nimi pojawi się mała Ciri, mogąca stanowić urzeczywistnienie pragnienia posiadania dziecka, na przeszkodzie szczęściu stanie wojenna zawierucha, która rozrzuci członków tej niezwykłej rodziny na cztery strony świata. Gdy wiedźmin po długich poszukiwaniach odnajdzie w końcu zarówno swoją ukochaną czarodziejkę, jak i przybraną córkę, na chwilę przed rozpoczęciem przez całą trójkę nowego życia przyjdzie rivijski pogrom, który pokrzyżuje ich plany na przyszłość.

Na srebrnym ekranie

Sukces prozy Andrzeja Sapkowskiego sprawił, że stała się ona łakomym kąskiem dla filmowców. Mimo iż polska kinematografia nie ma tradycji wielkich produkcji fantasy, pojawienie się reżysera gotowego zmierzyć się z twórczością łodzianina było tylko kwestią czasu. Okazał się nim Marek Brodzki, doświadczony organizator produkcji, dla którego filmowa wersja przygód Geralta miała być reżyserskim debiutem, gdyż to do tej pory pracował jako drugi reżyser. Wieść o szykowanej adaptacji zelektryzowała fanów, choć nie w taki sposób, w jaki życzyliby sobie jej producenci. Oburzeni miłośnicy prozy Asa zawiązali bowiem internetowy Komitet Obrony Jedynie Słusznego Wizerunku Wiedźmina. O sile ich przywiązania do tej fikcyjnej bądź co bądź postaci świadczy fakt, że choć dostęp do sieci nie był w tamtych czasach tak powszechny jak dzisiaj,  przygotowaną zaledwie w ciągu dwóch miesięcy petycję protestacyjną podpisało aż tysiąc osób.

Mimo protestów fanów prace nad filmem „Wiedźmin" i mającym mu towarzyszyć serialem ruszyły pełną parą. Kontrowersje wśród zrozpaczonych miłośników Geralta budziło zwłaszcza obsadzenie w tytułowej roli Michała Żebrowskiego, który jednak potraktował swoje zadanie poważnie i na potrzeby filmu nie tylko przytył parę kilogramów, by pozbyć się ówczesnego chłopięcego image'u, ale także trenował aikido, chcąc realistycznie oddać płynne ruchy wiedźmina.

Do współpracy twórcy zaprosili chyba wszystkich najpopularniejszych polskich aktorów, w obsadzie znaleźli się m.in. Daniel Olbrychski, Zbigniew Zamachowski, Ewa Wiśniewska, Jerzy Nowak czy Andrzej Chyra. Można było jednak mieć wątpliwości co do przydzielonych im ról. Na przykład Zamachowski wcielił się w postać barda Jaskra, którego Sapkowski opisywał jako niezwykle przystojnego mężczyznę, ze względu na urodę i młodzieńczy wygląd często branego za elfa. Trzeba wszak przyznać, że mimo całkowitego braku podobieństwa do oryginału Jaskier Zamachowskiego okazał się chyba najlepszą kreacją w całej produkcji. Oglądając film, odnosi się bowiem przykre wrażenie, że rację miał pewien publicysta, sugerujący, iż spora część aktorów wyszła z założenia, że na planie „Wiedźmina" nie ma się co wysilać, bo fantasy oglądają wyłącznie ćwierćinteligenci. Jeśli naprawdę tak było, to arogancja ta okrutnie zemścić się miała na całej produkcji. Podobnie jak bylejakość dekoracji i efektów specjalnych.

Premiera filmowej adaptacji przygód Geralta odbyła się 9 listopada 2001 r. i okazała się totalną klapą. Zrozpaczony efektem prac scenarzysta wycofał swoje nazwisko z napisów początkowych, a autor pierwowzoru – mimo iż początkowo robił dobrą minę do złej gry – z czasem półżartem przyznał w jednym z wywiadów, że po obejrzeniu „Wiedźmina" miał ochotę wyemigrować z kraju. Niesmaku, jaki w fanach Asa pozostawił film Brodzkiego, nie zmył nawet wyemitowany rok później serial. Dziś obydwie produkcje wiodą w Internecie dość żałosne życie po życiu, a ich fragmenty są umieszczane na YouTube z tytułami w rodzaju „Geralt walczy ze śmieszną strzygą" bądź złośliwymi komentarzami: „Dawniej Paździoch mieczem na życie robił, dziś gaciami na bazarze handluje" (w nawiązaniu do niewielkiej rólki setnika zagranej w filmie przez Ryszarda Kotysa, znanego szerszej publiczności jako odtwórca postaci sąsiada Ferdynanda Kiepskiego Mariana Paździocha).

Dlaczego „Wiedźmin" mimo potencjalnie dużego grona odbiorców, doskonałej muzyki nieodżałowanego Grzegorza Ciechowskiego oraz obdarzonej oszałamiającą urodą i seksapilem Grażyny Wolszczak w roli Yennefer okazał się niewypałem? – Filmowa fantastyka udaje się w dwóch wypadkach: jeśli twórcy dysponują dużym budżetem albo nie mają budżetu w ogóle, ale mają za to dobre pomysły – wyjaśnia dr Piotr Kletowski, filmoznawca i wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. – W wypadku filmu Brodzkiego budżet był nie za mały, nie za duży, a poza tym jego twórcy nie byli entuzjastami prozy Sapkowskiego, no i wyszło to, co wyszło. Mało kto wie, że projekt ekranizacji przygód wiedźmina krążył od czasu premiery literackiego pierwowzoru, a pierwszy do jego realizacji przymierzał się Marek Piestrak, niekwestionowany mistrz polskiej fantastyki filmowej, twórca m.in. „Wilczycy" i „Testu pilota Pirxa". W jego scenariuszu historia Geralta miała być horrorem, w którym elementy grozy przeważałyby nad elementami fantasy.

Pozostaje żałować, że to nie Piestrak nakręcił przygody wiedźmina. Choć z drugiej strony, jeśli przypomnimy sobie, że twórca ten obok wymienionych produkcji czy świetnego serialu „Marszałek Piłsudski" ma też na swoim koncie „Klątwę Doliny Węży", możemy dojść do wniosku, że twórcy Komitetu Obrony Jedynie Słusznego Wizerunku Wiedźmina mieli rację i losów Geralta nie powinno się filmować.

Gra komputerowa

Podczas gdy fani twórczości Asa załamywali ręce nad klęską, jakiej doznał Geralt z rąk filmowców, którzy poturbowali ich bohatera bardziej niż krwiożercza córka króla Foltesta, w umysłach twórców gier komputerowych ze studia CD Projekt RED zrodziła się idea kolejnego przetestowania granic możliwości wiedźmina. Dwa lata po niesławnej ekranizacji pojawiła się strona internetowa informująca o początku prac nad komputerową adaptacją przygód białowłosego wojownika. Cztery lata później do sklepów trafiła gra cRPG „Wiedźmin". Od tej pory nic nie miało już być takie samo. Cybernetyczni magicy z CD Projekt RED dokonali bowiem czegoś, co wydawało się niemożliwe: dorównali geniuszem Sapkowskiemu. Ich gra okazała się dziełem pełnokrwistym, w niczym nieustępującym najlepszym produkcjom firmy Bioware, światowego lidera na tym rynku, a pod niektórymi względami bijącym je o wiele długości. „Wiedźmin" stał się fenomenem nie tylko na krajowym rynku, lecz także za granicą, zdobywając rzesze fanów w Europie, USA czy Chinach. Co prawda w programie znalazło się trochę tzw. bugów, czyli uprzykrzających rozgrywkę błędów, ale wszystkie zostały poprawione w wydanej rok później edycji rozszerzonej, która dodatkowo zawierała także dwie nowe przygody.

W obliczu niesamowitej wręcz popularności „Wiedźmina" nie trzeba było długo czekać na drugą część gry, która ukazała się w 2011 r. po niezwykle pomysłowej kampanii reklamowej – w jej ramach m.in. rudowłosa kochanka Geralta Triss Merigold stała się pierwszą w dziejach fikcyjną postacią, która trafiła na okładkę „Playboya". „Wiedźmin 2: Zabójcy królów" okazał się jeszcze lepszy od oryginału, zdobywając serca jego miłośników i przyciągając do uniwersum wiedźmina nowych fanów.

Jaki jest sekret sukcesu obydwu gier? – Obie części „Wiedźmina" to jedne z najlepszych polskich gier, w jakie grałem – ocenia Tomasz Nowak, student informatyki stosowanej na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej i zapalony gracz. – Wciągają od pierwszej minuty, rzucając nas w wir akcji. Przemyślany system walki daje niezłą frajdę i nie pozwala się nudzić. Fabuła jest prosta, ale nieliniowa, co sprawia, że grę chce się ukończyć kilkakrotnie, odkrywając nowe zakończenia i drogi. Wykonywanie questów pobocznych dostarcza wielu emocji, pomaga zdobywać nowe unikatowe przedmioty, a co najważniejsze – znacznie przyspiesza rozwój naszej postaci. Grafika jest dopracowana i klimatyczna. Uczucie głębi i „filmowości" daje się odczuć niemal na każdym kroku. Wymaga to sporo od naszego sprzętu, jeśli chcemy grać na najwyższych ustawieniach, ale naprawdę warto. Ode mnie 9 punktów na 10 i czekam na trzecią część.

Poza granicami

Geralt z Rivii jest fenomenem na skalę światową. Fredrowski Papkin zwykł mawiać, że znają go „Szwedy, muzułmany", blednie to jednak przy wyczynach wiedźmina, który zdążył już odwiedzić Czechy, Rosję, Niemcy, Hiszpanię, USA, Litwę, Francję, Portugalię, Serbię, Włochy, Bułgarię, Wielką Brytanię i wiele innych państw, a wszędzie, gdzie zawiodło go przeznaczenie, natychmiast robił furorę. Czesi uznali Sapkowskiego za większego pisarza niż Tolkien, zaś hiszpański wydawca na okładkach jego książek drukuje informację, że autor to „wielki innowator w dziedzinie literatury fantasy naszych czasów, geniusz, którego charakterystyczny język oczarował miliony czytelników na całym świecie". Dowodami miłości, jaką twórcę przygód białowłosego wojownika obdarzyli Rosjanie, stały się z kolei: książka Władimira Wasiljewa „Wiedźmin z Wielkiego Kijowa" (napisana przy pełnej zgodzie Sapkowskiego historia samotnego mutanta walczącego w odległej przyszłości ze zmutowanymi maszynami) i przygotowywana właśnie przez polskie wydawnictwo Solaris antologia „Opowieści ze świata wiedźmina", zawierająca umiejscowione w uniwersum Geralta z Rivii opowiadania rosyjskojęzycznych autorów.

O ile można jeszcze zrozumieć popularność twórczości Asa w krajach cywilizacji zachodniej i bizantyńskiej, o tyle za całkowity fenomen uznać należy powodzenie, jakim cieszy się na Dalekim Wschodzie. Co tu dużo mówić, czytelnicy z konfucjańskiego kręgu kulturowego uznali wiedźmina za swojaka, a zbrojny w dwa miecze pogromca potworów bez trudu odnalazł się pośród ryżowisk i pagód. Wei Yun Lin-Górecka, tajwańska poetka i badaczka literatury polskiej, autorka chińskiego przekładu opowiadań o wiedźminie, przyczyny dalekowschodniego sukcesu prozy Sapkowskiego dostrzega w jej głębokim humanistycznym przesłaniu: – Tajwańscy czytelnicy lubią, a nawet uwielbiają Geralta z Rivii. Postrzegają go jako człowieka o tragicznym losie, który pragnie kochać i być traktowany po ludzku, a nie może. „Wiedźmin" jest zupełnie inny niż książki fantasy, z którymi mieszkańcy Tajwanu mieli kontakt wcześniej. Opowiadania z „Ostatniego życzenia" i „Miecza przeznaczenia" bardzo się podobają, a czytelnicy czerpią ogromną satysfakcję ze sposobu, w jaki Sapkowski traktuje te wszystkie europejskie baśnie i podania. Sama jestem zaskoczona, że jego niepowtarzalny humor został tu tak dobrze przyjęty.

Ciąg dalszy nastąpi?

W ubiegłym roku fanów Geralta zelektryzowała niesamowita wiadomość: Andrzej Sapkowski zapowiedział, że już wkrótce napisze kolejną część jego przygód. Niestety, żeby nie było aż tak miło, oświadczył, że nie zamierza uznawać za kanoniczne wydarzeń przedstawionych w grach komputerowych. Tym sposobem pisarz oddał strzał we własną stopę, dorosło już bowiem nowe pokolenie czytelników, które białowłosego wojownika poznało najpierw jako bohatera gier, a dopiero potem sięgnęło po jego książki. Z jednej strony można zrozumieć Asa, który broni się przed przemianą świata wiedźmina w tzw. shattered universe, z drugiej – trudno mieć pretensje do jego fanów, którzy poczuli się tym oświadczeniem mocno zranieni. Sapkowski powinien pamiętać, że miecz przeznaczenia Geralta z Rivii ma dwa końce: jednym z nich jest on jako twórca tej postaci, ale drugim są czytelnicy. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że As nie podzieli losu George'a Lucasa, znienawidzonego przez fanów „Gwiezdnych wojen", które paradoksalnie właśnie on powołał do życia.

Styczeń 2013

65 lat kończy dziś Andrzej Sapkowski. Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę". Przekraczając wrota Wyzimy, wiedźmin Geralt z Rivii nie przeczuwał, jaka przyszłość go czeka. Nikt zresztą nie mógł przewidzieć, że wkrótce stanie się on najbardziej rozpoznawalną na świecie postacią stworzoną przez polską popkulturę. Niedawno minęło 26 lat od publikacji pierwszego opowiadania z jego udziałem.

Pozostało 98% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski