– Pani Lidia, jako osoba bezgranicznie skromna i cierpliwa, wzięła na siebie ciężar prowadzenia domu i rodziny, by Gustaw mógł się zająć pisaniem – powiedział „Rzeczpospolitej" profesor Zdzisław Bolecki. – Cała rodzina Croce rozumiała złożoność emigracyjnej sytuacji Herlinga-Grudzińskiego, byłego więźnia radzieckich obozów, i samotność intelektualną w kraju, gdzie krytyczne myślenie o ZSRR było niepopularne. Lidia Croce była jednocześnie filologiem i redaktorką dzieł swojego ojca, a te doświadczenia niezwykle przydały się Gustawowi przy włoskiej edycji jego prac.
Ich spotkanie i miłość były niesamowite, jak opowiadania Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
„Przed wojną interesowałem się Benedettem Crocem jako filozofem i pisarzem – opowiadał Gustaw Herling-Grudziński w rozmowie ze Zdzisławem Kudelskim, redaktorem dzieł pisarza. – Śledziłem z zapartym tchem polemikę dwóch wybitnych uczonych polskich, z których jeden był zwolennikiem Crocego – profesor Wacław Borowy, a drugi jego gwałtownym przeciwnikiem – profesor Henryk Elzenberg (...). Ja się tym interesowałem na marginesie moich zasadniczych prac na polonistyce. (...) Po klęsce wrześniowej pojechałem do domu do Suchedniowa i byłem w strasznej depresji psychicznej, zabrałem się do tłumaczenia szkicu Crocego o poezji Heinricha Kleista, żeby po prostu nie siedzieć tak bez przerwy i nie dumać".
Wojna rzuciła pisarza na Syberię, czego plonem stał się „Inny świat", świadectwo polskich losów po pakcie Ribbentrop-Mołotow i literackie oskarżenie komunistycznego totalitaryzmu.
Z Syberii wydostał się wraz z armią generała Andersa. Ranny podczas walk o Włochy, znalazł się w obozie rekonwalescentów w Sorrento. To wtedy zaczął się snuć nieprawdopodobny wręcz wątek, który stanowił uwerturę małżeństwa. Herlingowi pokazano willę Villa Tritone, wspominając, że została tam umieszczona... rodzina filozofa włoskiego Benedetta Crocego.