Mało który komiks wywarł na mnie takie wrażenie – a czytałam już powieści graficzne o śmierci, nowotworze, depresji i innych nieszczęściach, z którymi ludzie borykają się najczęściej w pojedynkę. Jednak samotność bohaterów „Stasia i Złej Nogi” jest szczególnie dotkliwa, okrutna i wywołująca wewnętrzny sprzeciw: tak nie powinno być!
Tomasz „Spell” Grządziela, młody artysta z Gdańska, dał się poznać dwa lata temu debiutanckim „Ostatnim przystankiem” - albumem bez słów. Wówczas nie sposób było ocenić nie tyle jego plastyczne możliwości (te były w porządku), co umiejętności narracyjne, jako że tom składał się z wyrywkowych obserwacji, skeczów, migawek.
Tym razem dostaliśmy pracę dojrzałą pod każdym względem. Wprawdzie "Spell" znów buduje fabułę z jednoplanszowych scenek zawartych w czterech kadrach, lecz akcja rozwija się chronologicznie, a postaci ze strony na stronę zyskują wyrazistość, ich losy zaczynają wciagać, oni sami stają się bliscy. Świetny rysunek idzie w parze z poruszającą opowieścią, podaną lekko, miejscami żartobliwie, bez epatowania dramatem.
Niemal cartoonowa stylistyka oraz pogoda ducha tytułowego Stasia jeszcze bardziej podkręcają rażącą moc tej historii. Bo jak roztkliwiać się nad kimś, kto nie zauważa własnych mankamentów, a nawet robi z nich atut? I kto wcale nie martwi się tym, że urodził się z jedną nogą dłuższą, co skazuje go na poruszanie się na wózku inwalidzkim. Ograniczona ruchliwość sprawia, że nie jest szczupły, w dodatku jedną z niewielu jego przyjemności jest jedzenie.
Grządziela celowo łagodzi wizualny aspekt kalectwa groteskowym przedłużaniem kończyny w wężowy, wijący się kształt. Buzia Stasia jest zabawna, cała sylwetka miękko-obła, jak u Puchatka.