Śledztwo z przerwą na kawę. Fragment powieści "Morderstwo przy rue Dumas"

Fragment „Morderstwa przy rue Dumas" M. L. Longworth.

Aktualizacja: 27.06.2018 05:56 Publikacja: 26.06.2018 18:11

Śledztwo z przerwą na kawę. Fragment powieści "Morderstwo przy rue Dumas"

Foto: materiały prasowe

O dziewiątej Verlaque nieomal wpadł na Paulika w holu. Ten odskoczył, starając się utrzymać w pionie kubek z kawą, która jednak się wylała i zaledwie o włos ominęła jego białą koszulę.

– Przepraszam! A może wyrzucisz to świństwo, a Mme Girard zrobi nam prawdziwą kawę w moim biurze? – zaproponował Verlaque.

Paulik nie odezwał się, a zamiast tego wylał jasnobrązowy napój do doniczki z palmą.- – Nikt się jeszcze nie pojawił w sprawie wypadku. A przecież wydarzył się około dwudziestej trzeciej, więc nie tak późno – powiedział. – Można by sądzić, że dookoła byli jacyś ludzie.

Kiedy wchodzili po kamiennych schodach prowadzących do biur powyżej, Verlaque zasugerował: – Jeżeli to było celowe, to być może kierowca czekał z boku drogi na chwilę, kiedy będzie tam pusto. Poza tym mieszkańcy domu seniora po południowej stronie bulwaru prawdopodobnie leżeli już w łóżkach.

– Podobnie jak mieszkańcy domu seniora po drugiej stronie ulicy – dodał Paulik.

– To tam są dwa domy seniora?

– Owszem – odparł komisarz. – Ten po południowej stronie jest zdecydowanie bardziej ekskluzywny.

– Nie mów, że w jednym z nich mieszka twoja cioteczna babka albo dziadek.

Paulik roześmiał się. – Nie, panie sędzio.

Kiedy weszli do gabinetu, Mme Girard siedziała przy biurku. Na ich widok wstała, tak jak to miała w zwyczaju. – Dzień dobry – przywitała się. – Właśnie był tu prokurator Russel, a oficer Flamant zostawił wiadomość. Zapisałam ją dla pana – mówiła dalej, wręczając Paulikowi kartkę.

– Dziękuję, Mme Girard – odezwał się Verlaque. – Czy mogłaby pani zrobić nam dwa espresso? Spróbujemy tych nowych brazylijskich kapsułek, które zamówiłem, tych jasnobrązowych.

– Oczywiście – odparła.

Verlaque popatrzył, jak odchodzi, jak zawsze pewna siebie, w swoim zwyczajowym biurowym mundurku, składającym się z krótkiej spódnicy, jedwabnej bluzki i wełnianego żakietu w stylu Chanel. Wiedział, że jej mąż prowadził własną firmę obrotu nieruchomościami i że blisko sześćdziesięcioletnia Mme Girard nie musiała pracować. Ale kochała to, co robiła, i kiedyś powiedziała Verlaque'owi, że gdyby nie pracowała, spędzałaby zbyt dużo czasu w klubie tenisowym. Podziwiał ją za to – jego matka nigdy nie podjęła pracy zawodowej, a mimo to zawsze wydawała się zmęczona i niespokojna. Babka natomiast oddawała się malarstwu, społecznie uczyła angielskiego w miejscowej szkole podstawowej i wydawała proste, ale eleganckie przyjęcia związane z działalnością rodzinnej firmy. Kiedy Paulik cicho czytał wiadomość od Flamanta, Verlaque usiadł za biurkiem i wrócił myślami do tej firmy, do jej siedziby znajdującej się niedaleko parku Monceau, gdzie teraz mieściła się ambasada jakiegoś małego państwa ze Środkowego Wschodu. Wspominał, jak lubił odwiedzać ojca i dziadka w tym budynku, gdzie szerokim uśmiechem i teatralnym wymachem kapelusza witał go Roger, concierge, który strzegł nieruchomości przez czterdzieści lat. Jego żona hołubiła braci Verlaque'ów i wiele razy częstowała ich ciepłą szarlotką z wychodzącej na dziedziniec kuchni.

– Nie udało się namierzyć, skąd dzwoniła osoba, która najprawdopodobniej skłoniła Moutte'a, by poszedł do swojego gabinetu w piątkowy wieczór – powiedział Paulik, zerkając na sędziego znad notatek.

Verlaque oderwał wzrok od okna. – I nic nie wiadomo?

– Udało się tylko ustalić, że dzwoniono z linii międzymiastowej z Włoch – odparł Paulik. – Ale numer dzwoniącego został zablokowany.

Mme Girard przyniosła na tacy dwa espresso, cukierniczkę i dwie malutkie srebrne łyżeczki. Filiżanki i łyżeczki Verlaque przywiózł kiedyś z Normandii. Nagle przypomniał sobie, że używano ich w rodzinnej firmie, zatem Emmeline musiała zabrać je ze sobą, kiedy firma została sprzedana. Podniósł filiżankę do ust, czerpiąc przyjemność z niezwykłego, ale uspokajającego dotyku matowej, prawie szorstkiej porcelany na wargach. Pociągnął łyk kawy i odchylił się na krześle z zamkniętymi oczyma.

– To nie był wypadek, prawda? – zapytał Paulik.

– Wątpię – odrzekł Verlaque. – Mlle Zacharie była naprawdę bardzo nerwowa, nie sądzisz?

– Tak. Ale czy z jakiegoś konkretnego powodu? Może wiedziała, kto zabił jej szefa?

– Przesłuchajmy jej rodzinę. Mieszkała z rodzicami?

– Nie. Flamant zapisał nazwisko jej chłopaka. Mieszkali razem przy rue... Paulik sięgnął po leżącą na biurku Verlaque'a kartkę i przeczytał: – Bédarrides. Numer siedemnaście. Jej chłopak jest kelnerem, nazywa się Michel Gasnal.

– Jedźmy z nim porozmawiać... w ich mieszkaniu.

– Dobrze. Powiem Flamantowi, by się z nim skontaktował i umówił nas jeszcze na dziś. Paulik dopił kawę i trzymał filiżankę, malutką w jego dużych, grubych dłoniach. Spojrzał na tańczące kobiety przedstawione na powierzchni naczynia, ich ubrania powiewały jako biała porcelanowa płaskorzeźba na kobaltowo-niebieskim tle.

– Pochodzą z mitologii greckiej? – zapytał.

Verlaque uśmiechnął się. – Tak, to tańczące Hory – ulubiony motyw Wedgwooda. – Filiżanki pochodzą z naszej rodzinnej firmy, używaliśmy ich, kiedy w paryskim biurze pojawiali się ważni goście. Właśnie to sobie przypomniałem.

Bruno Paulik także się uśmiechnął. Rodzina stanowiła dla niego ogromną wartość i uwielbiał słuchać familijnych opowieści. – Czy wasza firma nadal istnieje? – zapytał, choć wiedział, że tak nie jest.

– Została sprzedana siedemnaście lat temu, kiedy zmarł mój dziadek.

Paulik wypił łyk kawy i delikatnie odstawił niebieską filiżankę na spodek.

– A czym zajmowała się firma, sir?

– Chciałbym, żebyś zwracał się do mnie Antoine, Bruno. Mąką. Mieliśmy młyny.

Komisarz patrzył na swojego szefa i myślał o pozycji i bogactwie rodziny, która posiadała młyny na tej ziemi, w narodzie, który kochał – wręcz wielbił – chleb i ciastka.

– Ach, rozumiem. To wyjaśnia, dlaczego jest pan takim smakoszem – dodał z uśmiechem.

– I łakomczuchem – roześmiał się Verlaque. – Tak, już w bardzo młodym wieku wpojono nam, jak wielkie znaczenie ma dobre jedzenie i wartościowe produkty.

– Jak duża była firma, jeśli mogę zapytać?

– Druga. Druga pod względem wielkości.

– We Francji? To imponujące – skomentował Paulik i zagwizdał.

– Nie, Bruno. Druga na świecie.

Literatura
Olga Tokarczuk w Gdańsku: O literaturze i polityczności
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Literatura
Śmierć wkrada się na truskawkowe pola dzieciństwa. Nowa książka Gospodinowa
Literatura
100 tysięcy egzemplarzy noblistki Han Kang w Polsce
Literatura
Elizabeth Strout: tajemnica uczucia niewyrażonego pomimo setek wspólnych godzin
Literatura
Bunt muzułmanki z Indii doceniony międzynarodowym Bookerem