– Miłości, jakie opisuje Márquez, są trudne, dziwne, niespełnione – powiedział „Rz” Carlos Marrodán, tłumacz noblisty. – W „Stu latach samotności” prawdziwe uczucie okazuje się dopełnieniem przekleństwa wiszącego nad rodem Buendia. W „Kronice zapowiedzianej śmierci” główna bohaterka Angela Vicario zostaje przez świeżo poślubionego męża odstawiona jako niedziewica. Potem czeka na niego dwadzieścia kilka lat, wysyłając pełne uwielbienia listy. Aż wreszcie ukochany wraca z walizkami pełnymi nieprzeczytanej korespondencji.
U Márqueza mamy więc wiele namiętności, ale nie czułości. Dopiero w „Miłości w czasach zarazy” noblista opisuje późne wprawdzie, ale spełnienie. Bohater pisze do ukochanej listy, potem wynajmuje się do prowadzenia miłosnej korespondencji postronnym osobom. U Márqueza akt pisarski można właściwie przyrównać do aktu miłosnego.
Twórcy filmu wiernie oddali zakończenie powieści, kiedy dwoje kochanków, po kilkudziesięcioletniej rozłące, rusza w podróż statkiem. Nie chcą, aby ktokolwiek ich niepokoił, więc nakazują kapitanowi wciągnąć na maszt flagę oznaczającą, że na pokładzie panuje cholera. – Do ekranizacji swych dzieł Márquez odnosi się sceptycznie – wyjaśnia Marrodán. – Poza tym reżyserami byli przyjaciele, co dodatkowo krępowało pisarza jako recenzenta. Nie wypowiadał się więc na temat „Wdowy Montiel” czy „Złej godziny”, choć można podejrzewać, że nie był zachwycony. Márquez był przez lata związany z branżą filmową jako producent i scenarzysta. Potrafi więc spojrzeć na ekranizacje okiem fachowca. Nie wiadomo, jak pisarz ocenił ekranizację „Miłości w czasach zarazy”. Być może nawet jej nie widział. Ostatnio mało udziela się publicznie.
– Márquez zawsze podkreślał, że jest człowiekiem wstydliwym i nie lubi tłumów – mówi Marrodán. – W marcu tego roku pojawił się tylko na kongresie hispanistycznym, w znacznej części poświęconym jego osobie. W tym roku obchodziliśmy bowiem dwa ważne jubileusze – 80-lecia urodzin pisarza i 40-lecia „Stu lat samotności” – powieści już po pierwszej edycji uznanej za arcydzieło. Podczas kongresu Márquez wygłosił znakomite przemówienie o nieznanych okolicznościach powstania i publikacji swej najsłynniejszej książki. Ten referat stanie się prawdopodobnie jego ostatnim literackim dziełem. W styczniu tego roku Márquez wydał bowiem dla najbliższych przyjaciół kolację z okazji dwóch lat niepisania.
Miał stworzyć autobiograficzną trylogię, ale mówi się, że skończy się na wydanym kilka lat temu tomie „Życie jest opowieścią”. Potem Márquez opublikował piękną nowelę „Rzecz o mych smutnych dziwkach” i rozstał się z pisaniem.