Wobec zagrożenia Moskwy pierwszą decyzją Stalina była ewakuacja... Lenina.
Gdyby Niemcy zajęli stolicę ZSRR, klęska byłaby upokarzająca. Gdyby jednak zdobyli także najświętszego ze świętych, byłby to miażdżący cios psychiczny, triumf faszyzmu nad komunizmem, kultu Hitlera nad kultem Lenina, co więcej, również Stalina. Tak więc sowiecki despota nakazał ewakuację zabalsamowanego wodza rewolucji w absolutnym sekrecie do Tiumenia, położonego 1600 kilometrów na wschód od Moskwy. Opowiadał mi o tym Ilja Zbarski, którego ojciec Borys pielęgnował ciało wodza bolszewików i odpowiadał za dostarczenie mumii w bezpieczne miejsce. Pilnowana przez enkawudzistów ekipa zabrała Lenina z mauzoleum i zamaskowaną ciężarówką przewiozła na Dworzec Jarosławski, gdzie oczekiwał specjalny pociąg. Zabrakło w nim chłodni, więc naukowcy musieli się ciężko napracować, aby ochronić przed upałem zwłoki leżące w drewnianej trumnie. Regularnie przemywano je specjalnymi odczynnikami. Pociąg posiadał suto wyposażony bufet, a wszystkie semafory były przed nim podniesione. W Tiumeniu władza oddała do dyspozycji gości specjalny budynek otoczony murem. Był ogrzewany i oświetlony, zaopatrzony w piwnicę oraz schron. Transportem rzecznym lub koleją przywożono z Omska wielkie ilości wody destylowanej i rozmaitych płynów niezbędnych do... kąpieli Lenina. Opiekunowie owijali mumię kauczukowymi bandażami, wytwarzanymi specjalnie do tego celu w Leningradzie. Nie bez podstaw po kilkunastu miesiącach specjalna komisja przysłana z Moskwy, by sprawdzić, jak miewa się Lenin, uznała, że jest w lepszym stanie niż przed ewakuacją.Pomimo przejęcia inicjatywy na froncie przez Sowietów Stalin zezwolił powrócić swemu poprzednikowi na plac Czerwony dopiero wiosną 1945 roku. Uradowany jego kondycją nagrodził Borysa Zbarskiego Orderem – nomen omen – Lenina i tytułem Bohatera Pracy Socjalistycznej. Ilję uhonorowano Orderem Czerwonego Sztandaru. A Lenin, znalazłszy się ponownie na miejscu swego wiecznego spoczynku, nie podróżował już więcej.
Za to Stalin 18 października 1941 roku udał się na Dworzec Kurski, gdzie oczekiwał na niego specjalny pociąg ewakuacyjny. „Chodził po peronie, lecz nie wsiadł do wagonu, a następnego dnia wprowadził w stolicy stan wyjątkowy, delegując na ulice patrole NKWD”.
Jadąc autem na dworzec, ujrzał ogarniający metropolię chaos i bezhołowie. Prawdopodobnie widział plądrowane sklepy, wyrzucaną na śmietnik komunistyczną literaturę, palone portrety przywódców partyjnych. Zapewne doniesiono mu, iż lada moment zaczną się samosądy, a być może i spontaniczna rebelia. Zdał sobie sprawę, że ucieczka może kosztować utratę władzy i życia. I, trzeba przyznać, wykazał hart ducha. W rocznicę rewolucji październikowej jak co roku odebrał na placu Czerwonym defiladę. Ten karkołomny pomysł podniósł morale narodu. Maszerujący szli z parady prosto na front stojący około trzydziestu kilometrów od moskiewskich rogatek.
NKWD zamierzało na wypadek poddania miasta pozostawić w nim specjalnie wyszkolone grupy sabotażowo-dywersyjne...