Miejsce akcji: łóżko siedemdziesięciodwulatka, inwalidy. Czas: jedna czarna noc. Temat: próby przezwyciężenia insomni. Niezbyt atrakcyjne, prawda?
Na pozór. Od lektury „Człowieka w ciemności” nie można się oderwać. Fizyczny bezruch jest tylko przykrywką dla kipieli myśli w głowie bohatera.
Ani chwili stagnacji, cały czas wir wydarzeń, karuzela nastrojów, sztafeta wątków. Przy tym rzecz napisana jakby bez wysiłku, lekko, miejscami wręcz żartobliwie. Jednocześnie czuje się w niej emocjonalną gorączkę, prawdę uczuć.
Proza Austera przypomina tort. Cztery różne materie, odmienne smaki łączące się w wyrafinowaną kompozycję.
Najpierw warstwa realności. Tu i teraz tytułowego „człowieka w ciemności”: posłanie, po którym się przewraca; jego fizjologiczne potrzeby.