Spróbujmy najpierw odpowiedzieć, kto jest narratorem tej powieści. Andrzej Bart jak zwykle bardzo z tym narratorem gmatwa. Na przykład w jego pierwszej książce „Rien ne va plus”, narratorem był obraz olejny, niezbyt zresztą inteligentny, jak dość pogardliwie zauważał autor, no, ale mamy takiego narratora, jaki nam się trafił, a nie na jakiego zasługujemy. Tutaj wszystko wskazuje na to, że narratorem jest sam autor. Właściwie nie zaskakuje, że na sprawozdawcę sądowego z Sądu Ostatecznego postanowił mianować siebie samego, a nie jakąś wymyśloną figurę. Na powieść składa się więc owo sprawozdanie, fragmenty dziennika autora (Andrzeja Barta) opowiadające, jak do jego obecności na procesie doszło, oraz jeszcze jedna narracja, którą Bóg raczy wiedzieć, kto prowadzi.
Sprawozdanie pisze na zlecenie wysłannika piekieł, który podaje się to za wnuka Hansa Biebowa (niemieckiego zarządcy getta łódzkiego), to za Żyda. Ów wysłannik przypomina drobnego, wątłego, w przykrótkich spodniach i starych popękanych żółtych lakierkach diabła ukazującego się w „Doktorze Faustusie”. A także Korowiowa z „Mistrza i Małgorzaty” ryczącego ni stąd, ni zowąd „Gorzko! Gorzko!”.
[srodtytul]Za wszelką cenę[/srodtytul]
Będąc w beznadziejnej sytuacji ekonomicznej, kiedy została już tylko resztka ulubionej whisky, niespodziewanie dostaje autor „Rien ne va plus” – prawdziwa osoba, której nazwisko widnieje na okładce książki – zlecenie literackie pozwalające popłacić najpilniejsze rachunki. Jest to zabieg literacki bardzo kunsztowny i o przepastnych konsekwencjach.
Człowiek, z którego procesu (kim jest właściwie sędzia – nie ważę się nawet domyślać) autor „Pociągu do podróży” ma napisać sprawozdanie, w społecznej wyobraźni historycznej istnieje słabo. Chaim Rumkowski, przełożony starszeństwa Żydów w łódzkim getcie, zwany Prezesem albo Królem, nie miał szczęścia do literatury. Na temat jego życia i dzieła jest właściwie tylko jedna niewielka książka Adolfa Rudnickiego „Kupiec łódzki”, dość sztampowa i oczywista (nie mówię o pracach naukowych, pamiętnikach itp). Jest tam opisany jako cwany kolaborant pomagający Niemcom wysyłać do gazu własnych rodaków. Inaczej niż prezes Judenratu w getcie warszawskim Adam Czerniaków, który nabrawszy pewności, że transporty z getta zamiast na miejsce osiedlenia jadą do obozu zagłady, popełnił samobójstwo.