Gromada rosyjskich wędrowców

Pipes dobry na uprzedzenia

Publikacja: 02.01.2009 06:14

Archip Kuindży „Brzozowy gaj

Archip Kuindży „Brzozowy gaj

Foto: Wikipedia

Gościńcem ciągnie gromada ludzka, wszystkie twarze pełne zadumy. Rysunek każdej twarzy – bardzo wyrazisty. Są to twarze pełne światła, stare rosyjskie oblicza chłopów, oraczy, wyrobników – wypukłe czoła, szerokie brody, cera świeża do ósmego krzyżyka, takie też spojrzenie, takie myśli. Albo twarzyczki dziewcząt, których uszu niewidzialne złoto broni przed wyzwiskiem. I stateczne staruchy. Srebrnowłosi kapłani w ornatach; kroczą razem z innymi. Zakonnicy. Deputowani Dumy Państwowej. Żelazni studenci w tużurkach. Gimnazjaliści szukający wiecznej prawdy. Dumne ze swej urody damy w sukniach z początku wieku…”

Tak wyobrażał sobie na dnie nocy stalinowskiej obraz przedstawiający odchodzącą Rosję jeden z bohaterów „Pierwszego kręgu” Sołżenicyna. Tak pewnie, nieuchronnie, wyobrażamy ją sobie i my, tworząc imaginacyjny collage z portretów i dagerotypów. Pierwowzorem dla większości z tych twarzy – od burłaków i zaporożców po „Dziewczynę z brzoskwiniami” i kompozytora ze zmierzwioną brodą – są pewnie, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, obrazy pieredwiżników: pierwszej w pełni samodzielnej formacji malarskiej powstałej w Rosji w ostatniej ćwiartce pięknego XIX wieku.

Można przypuszczać, że właśnie ta „zbiorowa pamięć Rosji” sprawiła, że swoją najnowszą książkę poświęcił pieredwiżnikom Richard Pipes – mistrz kilku pokoleń sowietologów i rosjoznawców, autor fundamentalnej „Rosji carów” i ważny protagonista w wielkim sporze o naturę i europejskość Rosji – nawet jeśli sam autor zarzeka się, że w wydanej niemal jednocześnie w Stanach i w Polsce pracy dał po prostu wyraz swym młodzieńczym ambicjom, by zajmować się dziejami malarstwa. „Gdyby moi zwierzchnicy z amerykańskiego lotnictwa, w którym służyłem podczas II wojny światowej, nie wysłali mnie na kurs rosyjskiego, kto wie, czy nie byłbym dziś historykiem sztuki” – deklaruje już we wstępie.

Dorobek Richarda Pipesa jako historyka Rosji i ZSRR jest bezsporny – krótki rys buntu młodych malarzy i późniejsze dzieje formacji mogą pozostawić pewien niedosyt. Podobnie dziesięć portretów – biogramów najwybitniejszych, zdaniem Pipesa, twórców szkoły pieredwiżników: autor nie szczędził w nich soczystych szczegółów z życia malarzy, przywołując liczbę żon, włók ziemi i kryzysów twórczych, kilkustronicowe etiudy uznać jednak wolno najwyżej za szkice biograficzne.

Ta szkicowość bliska niedopracowania okazuje się jednak pozorna. Autorowi „Rosji carów” udało się poprzez szczegół, jakim są dzieje formacji artystycznej, raz jeszcze przekazać wielką prawdę o XIX-wiecznej Rosji, którą w Polsce niezwykle trudno nam przyjąć do wiadomości: prawdę o fenomenie gigantycznej okcydentalizacji i europeizacji, która dokonała się przez niespełna wiek, podskórnie i wbrew filipikom słowianofilów. Pozycja sztuki w Rosji, którą przedstawił amerykański historyk, ukazuje to doskonale.

W początku XIX wieku malarstwo świeckie traktowano z pobłażaniem, jeśli nie z pogardą, a Akademia Sztuk Pięknych przeznaczona była dla rzemieślników z ludu, którzy pod groźbą kija uczyli się w pocie czoła naprawy zegarów i sporządzania konterfektów, traktowanych jako równoważne kunszty. Rosja końca XIX wieku to kraj, w którym zerwanie z Akademią może wywołać zmarszczenie brwi policjmajstra – ale też szczery zachwyt publiczności. Kraj, gdzie krzyżują się kierunki, otwierają się galerie, powstają prywatne kolekcje (jak najsłynniejsza Tretiakowa), a artyście znad Newy wolno nie tylko opływać w sławę, wybierać tematy i utrzymywać kochanki, lecz i zmagać się z ennui oraz przeżywać kryzysy twórcze nie mniej niż jego kolegom znad Sekwany.

Niełatwo pisać o pieredwiżnikach w Polsce. Autor być może nie do końca zdawał sobie sprawę (powinien to jednak rozważyć polski wydawca), do jakiego stopnia wchłonięci przez popkulturę sowiecką realiści rosyjscy postrzegani byli we wszystkich krajach podporządkowanych Moskwie jako element nieskutecznej, lecz nie mniej przez to niechcianej rusyfikacji kulturalnej.

Dość wspomnieć PRL sprzed ćwierć wieku: bombonierki z zakładów przemysłu cukierniczego Newa, w przypadku których nie sposób było orzec, czy bardziej przesłodzono pralinki w środku, czy filuternie rozigrane niedźwiadki Lewitana na wieczku; nieskończona liczba edycji albumów Surikowa, zalegających półki Księgarni Radzieckiej; pojawiająca się we wszystkich podręcznikach języka rosyjskiego bura reprodukcja sceny, na której amnestionowany zesłaniec rewolucjonista w wychudłym paletku wkracza nieoczekiwanie do rodzinnego mieszkania („Nie żdali!”, 1888) – wszystko to nie może sprzyjać szczególnej przychylności do pieredwiżników nad Wisłą, gdzie i tak XIX-wieczny realizm nie jest w szczególnej cenie, przynajmniej gdy rzecz idzie o opracowania (na aukcjach sprawy mają się nieco inaczej). Ale też może właśnie nazwiska Richarda Pipesa trzeba, by przełamać te uprzedzenia.

Czego nie zdziała nazwisko, może spowodować książka album: ciężka od kredy, lekka od światła. Współcześni Archipowi Kuindży prześcigali się w zachwycie nad „Brzozowym gajem” wystawionym w 1879 roku w specjalnie zaciemnionej sali, pisząc o „płonących jasnym światłem słupach brzóz”. Współczesny czytelnik, osobliwie, jeśli sięgnie po książkę Pipesa w listopadzie, otwarłszy dwie sąsiadujące strony, też ma szanse stanąć w obliczu tego jasnego płomienia.

[i][b]Richard Pipes[/b] „Rosyjscy malarze pieredwiżnicy”. Wydawnictwo Magnum, Warszawa 2008 [/i]

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski