Gościńcem ciągnie gromada ludzka, wszystkie twarze pełne zadumy. Rysunek każdej twarzy – bardzo wyrazisty. Są to twarze pełne światła, stare rosyjskie oblicza chłopów, oraczy, wyrobników – wypukłe czoła, szerokie brody, cera świeża do ósmego krzyżyka, takie też spojrzenie, takie myśli. Albo twarzyczki dziewcząt, których uszu niewidzialne złoto broni przed wyzwiskiem. I stateczne staruchy. Srebrnowłosi kapłani w ornatach; kroczą razem z innymi. Zakonnicy. Deputowani Dumy Państwowej. Żelazni studenci w tużurkach. Gimnazjaliści szukający wiecznej prawdy. Dumne ze swej urody damy w sukniach z początku wieku…”
Tak wyobrażał sobie na dnie nocy stalinowskiej obraz przedstawiający odchodzącą Rosję jeden z bohaterów „Pierwszego kręgu” Sołżenicyna. Tak pewnie, nieuchronnie, wyobrażamy ją sobie i my, tworząc imaginacyjny collage z portretów i dagerotypów. Pierwowzorem dla większości z tych twarzy – od burłaków i zaporożców po „Dziewczynę z brzoskwiniami” i kompozytora ze zmierzwioną brodą – są pewnie, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, obrazy pieredwiżników: pierwszej w pełni samodzielnej formacji malarskiej powstałej w Rosji w ostatniej ćwiartce pięknego XIX wieku.
Można przypuszczać, że właśnie ta „zbiorowa pamięć Rosji” sprawiła, że swoją najnowszą książkę poświęcił pieredwiżnikom Richard Pipes – mistrz kilku pokoleń sowietologów i rosjoznawców, autor fundamentalnej „Rosji carów” i ważny protagonista w wielkim sporze o naturę i europejskość Rosji – nawet jeśli sam autor zarzeka się, że w wydanej niemal jednocześnie w Stanach i w Polsce pracy dał po prostu wyraz swym młodzieńczym ambicjom, by zajmować się dziejami malarstwa. „Gdyby moi zwierzchnicy z amerykańskiego lotnictwa, w którym służyłem podczas II wojny światowej, nie wysłali mnie na kurs rosyjskiego, kto wie, czy nie byłbym dziś historykiem sztuki” – deklaruje już we wstępie.
Dorobek Richarda Pipesa jako historyka Rosji i ZSRR jest bezsporny – krótki rys buntu młodych malarzy i późniejsze dzieje formacji mogą pozostawić pewien niedosyt. Podobnie dziesięć portretów – biogramów najwybitniejszych, zdaniem Pipesa, twórców szkoły pieredwiżników: autor nie szczędził w nich soczystych szczegółów z życia malarzy, przywołując liczbę żon, włók ziemi i kryzysów twórczych, kilkustronicowe etiudy uznać jednak wolno najwyżej za szkice biograficzne.
Ta szkicowość bliska niedopracowania okazuje się jednak pozorna. Autorowi „Rosji carów” udało się poprzez szczegół, jakim są dzieje formacji artystycznej, raz jeszcze przekazać wielką prawdę o XIX-wiecznej Rosji, którą w Polsce niezwykle trudno nam przyjąć do wiadomości: prawdę o fenomenie gigantycznej okcydentalizacji i europeizacji, która dokonała się przez niespełna wiek, podskórnie i wbrew filipikom słowianofilów. Pozycja sztuki w Rosji, którą przedstawił amerykański historyk, ukazuje to doskonale.