Sprawiedliwy i zapomniany

Henryk Sławik, wojenny bohater trzech narodów: Polski, Węgier i Izraela

Publikacja: 02.01.2009 06:27

Henryk Sławik

Henryk Sławik

Foto: rytm

Red

Byłoby czymś normalnym, gdyby pochodzący z Szerokiej (dziś dzielnica Jastrzębia-Zdroju) Henryk Sławik (rocznik 1894) za swą działalność tylko na Śląsku w okresie międzywojennym – gdzie był m.in. wieloletnim redaktorem naczelnym „Gazety Robotniczej” oraz prezesem Syndykatu Dziennikarzy Polskich Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, delegatem Śląska w Lidze Narodów w Genewie, organizatorem śląskiego Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych i Robotniczych Klubów Sportowych, radnym Katowic – patronował ulicom i obiektom użyteczności publicznej w każdym z większych miast tego regionu Polski. Tymczasem imię tego aktywnego uczestnika trzech powstań o polskość Śląska dopiero od kilku lat z trudem zaczyna zdobywać miejsce w świadomości większej liczby jego ukochanych Ślązaków i w tym zakresie nadal dużo jest do zrobienia. A przecież tak naprawdę do historii polskiej i europejskiej nasz Sławik wszedł w czasie ostatniej wojny na terytorium ówczesnego Królestwa Węgier.

W swojej drugiej o nim książce nazwałem Henryka Sławika „wielkim zapomnianym bohaterem trzech narodów”. Po 17 września 1939 roku, kiedy to sowiecka Rosja Stalina wbiła nam nóż w plecy, a Węgry regenta Miklósa Horthyego i premiera Pála Telekiego – nawiązując do wielowiekowego braterstwa z Polakami – otworzyły swe granice przed około 150 tysiącami polskich uchodźców, to właśnie Sławik w błyskawicznym tempie stał się ich liderem. Jako prezes utworzonego przez naszych rodaków Komitetu Obywatelskiego ds. Uchodźców Polskich na Węgrzech już na początku 1940 roku otrzymał formalne pełnomocnictwo Rządu RP na Wychodźstwie do opieki nad dziesiątkami tysięcy współrodaków. Z tej jakże odpowiedzialnej i trudnej w warunkach wojny roli wywiązał się wzorowo, co potwierdza wielu polskich, węgierskich i żydowskich podopiecznych i współpracowników Sławika, do których dotarłem i zamieściłem ich relacje i świadectwa w książce.

Ileż mówi o tym człowieku lapidarne wspomnienie jednego z nich – krakowianina Ludwika Halperina, dziś obywatela Izraela, które w 2004 roku zanotowałem w Tel Awiwie: „Tyle lat minęło, a ja wciąż pamiętam jego zatroskane, pełne dobra spojrzenie. Nigdy nie zapomnę tego, że po ucieczce z okupowanej przez Niemców Polski do Budapesztu wysłał mnie do polskiej szkoły nad Balatonem, czym mnie uratował”.

[srodtytul]Nieformalny ambasador RP[/srodtytul]

Według instytutu Yad Vashem w Jerozolimie prezes Komitetu Obywatelskiego, współpracując z Józsefem Antallem seniorem, pełnomocnikiem rządu Królestwa Węgier ds. uchodźców oraz duchownymi polskimi i węgierskimi, którzy wystawiali fałszywe metryki chrztu, uratował ponad 5 tysięcy polskich Żydów. Z pamiętników Antalla oraz relacji współpracowników KO, a także prawej ręki Sławika w ostatniej, półrocznej fazie wzmożonego ratowania obywateli polskich żydowskiego pochodzenia na przełomie 1943 i 1944 roku – Henryka Zvi Zimmermanna, również polskiego Żyda, wynika, że liczba uratowanych dzięki prezesowi KO jest o kilka tysięcy wyższa. Nie wszystko bowiem ze względów konspiracyjnych dokumentowano, co m.in. potwierdzają dr Károly Kapronczay, historyk węgierski, Barbara Czerwińska, pracownica polskiej sekcji w biurze Antalla, jak również wspomniany Zimmermann z Hajfy. Przyjmując jednak za Yad Vashem, że Sławik uratował „tylko” 5 tysięcy Żydów z Rzeczypospolitej, to i tak jest to imponująca liczba osób! Henryk Sławik to bez wątpienia jeden z największych Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w ogóle, o którym świat wciąż wie tak mało lub nic.

Sekretarz generalny Węgiersko-Polskiego Komitetu Pomocy Uchodźcom Tamás Salamon-Rácz jako Węgier blisko współpracujący z KO nazwał jego prezesa nieformalnym ambasadorem Rzeczypospolitej. A oto jak ocenił on postawę i czyny Sławika w trakcie naszej realizacji – z Markiem Maldisem – filmowego dokumentu „Henryk Sławik. Polski Wallenberg” (TVP 2004), co, niestety, nie zmieściło się w filmie, ale jest w książce: „On był ucieleśnieniem uczciwości, przyjaźni i dobroduszności. Nigdy na myśl mu nie przyszło, czy danej osobie trzeba czy nie trzeba pomóc. A należy wiedzieć, że po dwakroć był zagrożony ten, kto poza tym, że był Polakiem, był też Żydem. Jeżeli więc uchodźca był Polakiem, to trzeba było mu pomóc. Gdy zaś był Polakiem żydowskiego pochodzenia, to należało mu pomóc w dwójnasób. I Sławik to robił!”.

Z kolei Henryk Zimmermann, który jako pierwszy upomniał się o wdzięczność i pamięć o Sławiku, w 2004 roku w Budapeszcie m.in. powiedział do kamery:‚‚W swoim już dość długim życiu nie poznałem wielu równie szlachetnych i bardziej uczciwych ludzi od niego. Ja wiem i nie zapominam o tym, że wielu Polaków ratowało Żydów z narażeniem własnego życia. Wśród nich Sławik był jednak kimś wyjątkowym. On całym sercem oddał się tej pracy, choć wiedział, że zapłaci życiem!

[srodtytul]Kiedyś trafi na ołtarze[/srodtytul] Do wyjątkowych nie należą też opinie, których autorami są dwaj – nieznający swych wypowiedzi – uczestnicy tego samego pokazu filmowego w 2005 roku w Tel Awiwie.

Samuel Willenberg: „To jest święta postać! Powtórzę: święta postać! To, czego dokonał ten człowiek, wprost oszałamia! A my o nim nic do tej pory nie wiedzieliśmy. Tymczasem reklamuje się osoby, które do Sławika się nie umywają!”

Ks. prałat Grzegorz Pawłowski: „Jestem z narodu żydowskiego, a jednocześnie katolickim księdzem. Według mnie taki człowiek, katolik, za uratowanie 5 tysięcy Żydów powinien być wyniesiony na ołtarze. Po drugie, on miał odpowiednie dokumenty (wizy dla trzech osób – przyp. G.Ł.) i w każdej chwili z żoną i córką mógł się schronić w Szwajcarii. Ale nie zrobił tego, gdyż uważał, że jest potrzebny uchodźcom powierzonym jego opiece. Blisko też współpracował z duchowieństwem. Myślę, że Kościół się nim zainteresuje i kiedyś trafi na ołtarze”.

Za wielkością Sławika przemawia również jego męczeńska śmierć w sierpniu 1944 roku w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Poprzedziła ją heroiczna postawa prezesa polskiego komitetu uchodźczego podczas brutalnego przesłuchania w budapeszteńskiej centrali gestapo. Katowanego Sławika Niemcy następnie skonfrontowali z również aresztowanym Antallem, starając się wydobyć z Polaka zeznania, które obciążyłyby i skazały na śmierć jego węgierskiego przyjaciela. Całą „winę”– czyli pomoc Antalla przy przerzutach około 50 tysięcy polskich żołnierzy i oficerów z Węgier do tworzonej przez gen. Władysława Sikorskiego Armii Polskiej we Francji oraz współudział Antalla w ratowaniu polskich Żydów – Sławik wziął na siebie. Nie zdradził przyjaciela, dzięki czemu Antall przeżył.Po wojnie, w 1946 roku, jeszcze raz wydano na Sławika wyrok. Skazano go na zapomnienie.

Komunistyczne władze oburzył fakt, że radni Katowic podjęli decyzję, by ulicy Zabrskiej patronował Sławik, przedstawiciel rządu londyńskiego i po trzech dniach uchwałę w tej sprawie anulowały. Nie mogę natomiast pojąć, dlaczego w 1990 roku, gdy córka Sławika – Krystyna Kutermak – w imieniu rodziny odbierała w Yad Vashem przyznany ojcu pośmiertnie tytuł Sprawiedliwego, media nad Wisłą tego faktu nie odnotowały. [srodtytul]Chłopak z Szerokiej[/srodtytul]

Drugą książkę o tym wielkim Polaku ze Śląska – „Henryk Sławik. Wielki zapomniany Bohater Trzech Narodów”, Oficyna Wydawnicza Rytm – napisałem dlatego, że po ukazaniu się „Polskiego Wallenberga. Rzeczy o Henryku Sławiku” dotarłem do nowych świadków i uczestników tej historii, co znacząco wzbogaciło wiedzę o naszym bohaterze. Po drugie mimo już ponad stu prezentacji postaci Sławika w Polsce, ale też na Węgrzech, w Izraelu, we Francji i w Kanadzie, nadal nie zajmuje on należnego miejsca w świadomości rodaków i Europejczyków. Bardzo chciałbym, by ta książka poruszyła sumienia instytucji odpowiedzialnych za upowszechnianie prawdy o Polsce i Polakach z lat II wojny światowej. Do lamusa wreszcie powinna trafić jedna z polskich przywar, o której dziennikarz Zbigniew Ringer – upominając się o Sławika – napisał, że „mając w ręku diamenty, nie umiemy z nich zrobić użytku”.

Byłoby, oczywiście, nieprawdą, że dla chłopaka z Szerokiej niczego nie zrobiliśmy od połowy 2001 roku, gdy do Warszawy z dobrą nowiną o jego czynach przybył Henryk Zvi Zimmermann. Gimnazjum nr 3 w Jastrzębiu-Zdroju. Szerokiej z radością przyjęło imię Henryka Sławika, prezydent RP Aleksander Kwaśniewski w 2004 roku pośmiertnie odznaczył go Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, jednemu z rond w Katowicach Sławik patronuje, nasz – Marka Maldisa i mój – dokument otrzymał Kryształ TVP Polonia za 2004 rok i z powodzeniem został pokazany na kilku festiwalach, a moja książka ukazała się na Węgrzech.

Tego rodzaju najważniejsze zdarzenia wydobywające Sławika z niepamięci wypełniły w książce jej rozdział pod nazwą „Życie po życiu”. Ale to wciąż za mało, bo np. TVP 1, współproducent filmu, pokazał go raz i to przed północą, a TVP 2 ani razu – a przecież są to kanały telewizji publicznej o największej widowni. Czy obywatele RP nie powinni poznać rodaka, który dla Polski tyle zrobił !? Nie tylko zresztą TVP oraz inne telewizje mogą i powinny się włączyć w promowanie postaci i czynów Sławika. To jest naszą, polską racją stanu.

Chwała IPN i Narodowemu Centrum Kultury, że scenariusz lekcji o Sławiku znalazł się w pakiecie edukacyjnym o „Sprawiedliwych” dla szkół. Dużym krokiem w uhonorowaniu zasług Sławika byłaby specjalna sesja w polskim parlamencie, w sprawie której do panów marszałków – Sejmu i Senatu RP – przed kilkoma tygodniami zwróciłem się z odpowiednio uzasadnionym wnioskiem i z podpisami bardzo wielu wybitnych postaci życia publicznego popierającymi ten projekt. Wielkie nadzieje wiążemy z powstałym na Śląsku stowarzyszeniem Henryk Sławik – Pamięć i Dzieło, które 10 grudnia 2008 roku zostało przez sąd formalnie zarejestrowane. Napisałem „wiążemy”, ponieważ jestem jednym z jego założycieli. Niemniej Henryk Sławik zasłużył na dużo, dużo więcej.

Byłoby czymś normalnym, gdyby pochodzący z Szerokiej (dziś dzielnica Jastrzębia-Zdroju) Henryk Sławik (rocznik 1894) za swą działalność tylko na Śląsku w okresie międzywojennym – gdzie był m.in. wieloletnim redaktorem naczelnym „Gazety Robotniczej” oraz prezesem Syndykatu Dziennikarzy Polskich Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, delegatem Śląska w Lidze Narodów w Genewie, organizatorem śląskiego Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych i Robotniczych Klubów Sportowych, radnym Katowic – patronował ulicom i obiektom użyteczności publicznej w każdym z większych miast tego regionu Polski. Tymczasem imię tego aktywnego uczestnika trzech powstań o polskość Śląska dopiero od kilku lat z trudem zaczyna zdobywać miejsce w świadomości większej liczby jego ukochanych Ślązaków i w tym zakresie nadal dużo jest do zrobienia. A przecież tak naprawdę do historii polskiej i europejskiej nasz Sławik wszedł w czasie ostatniej wojny na terytorium ówczesnego Królestwa Węgier.

Pozostało 91% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski