Los autorki wspomnień „Znad Dniepru nad Odrę” Jadwigi z Kornagów Jackowskiej jest o tyle nietypowy, że bohaterce i jej najbliższym udało się przeżyć we Lwowie okupacje sowieckie i niemiecką, mordy dokonywane na Polakach przez Ukraińców, uniknąć wywózki na wschód.
Opowieść zaczyna się sielankowo w leśniczówce na Wołyniu. Wkrótce historia, i ta mała, i ta wielka, gwałtownie przyspiesza – nadchodzi sierpień 1939 roku, niepokoje wojenne i radość oczekiwania pierwszego dziecka, a w chwili jego narodzin – mobilizacja męża. Potem jeszcze złudzenia i nadzieje, aż do 17 września, gdy „wszystko przepadło”.
Główna część wspomnień dotyczy wojennego Lwowa, rodzinnego, ukochanego miasta autorki. Zapiskom o pierwszych kroczkach córki, towarzyszą relacje z aresztowań, egzekucji, wywózek. Kurczy się grono znajomych, a czas wypełnia nie tylko troska o najbliższych, ale i praca w konspiracji. Jak skromnie pisze Jadwiga Jackowska: „moje obowiązki dostosowano do możliwości kobiety karmiącej niemowlę” (w 1942 roku urodziła się druga córka).
Po dwuletniej okupacji sowieckiej miasto zajęli Niemcy. Lwowianie przygaśli, stracili – jak wspomina autorka – swój słynny humor i dowcip. Choć jeszcze skomentowali niemiecką butę ogromnym transparentem „Nur für Deutsche” powieszonym nad bramą cmentarza Łyczakowskiego! I próbowali, mimo wszystko, jakoś organizować codzienne życie. Poprzez tę codzienność, jej szczegóły, obraz wojennego Lwowa staje się bliski i wyraźny, „na ludzką miarę”. W 1945 roku Jackowscy „zapisują się na transport” i opuszczają Lwów na zawsze...
Dalszy ciąg długiego życia autorki, tytułowe „nad Odrę”, opisuje syn Jadwigi Jackowskiej Jan, z rzetelnością kronikarza porządkując całą historię rodziny oraz jej historyczne tło. To połączenie relacji matki i syna nadaje książce rys ciągłości, kontynuacji, znak, że mimo utraty i bezpowrotnych zmian coś pozostaje.