Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, do kogo wracamy

Dziewiętnaście wierszy Wisławy Szymborskiej

Publikacja: 06.02.2009 15:17

Jan Vermeer „Mleczarka”

Jan Vermeer „Mleczarka”

Foto: bridgeman art library

Ja – o Szymborskiej? Ale skoro ona o Vermeerze… I o Gierymskim, Rubensie. Dlaczego nie? Przecież to nasze własne. Ludzkie. Dzieła, z którymi porozumiewamy się całym sobą, ponad słowami.

A propos słów: w „Vermeerze” schodzą drobnymi uskokami. Układają się w piramidę do góry nogami. Wyciekają jak strumień mleka z dzbanka trzymanego przez tę bezimienną dziewczynę, w skupieniu celebrującą najzwyklejszą codzienną czynność. Mleczna klepsydra. Kiedy dziewczyna przeleje mleko do misy, dokona się czas. Lecz niedoczekanie – nie tutaj. W dłoniach panny z Delft dzban nigdy nie będzie pusty. Jak z rogu Almatei, życiodajna biel płynie na wieczność.

„Vermeer” to też rozważania o wartościach. O znikomości życia i ponadczasowości geniuszu. Popatrzmy: słowa układają się w klepsydrę. Trapezoidalna forma skierowana klinem w dół. Wycieka gdzieś, ucieka. Ale jeszcze wciąż nie dotyka linii horyzontu. Bo dopóki trwa dziewczyna z dzbankiem mleka, „…Świat nie zasługuje na koniec świata”.

Nasze ocalenie w sztuce, upiera się Szymborska. Co nie znaczy, że przenikniemy tajemnicę ziemskiego bytowania. „Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?”, pytał Paul Gauguin w tytule swego największego (rozmiarami) dzieła. Synteza jego ontologicznych poglądów przedstawiona w formie gigantycznego komiksu. Nie przesadzam. Malarz polecał „czytać” malowidło od prawej do lewej; od postaci śpiącego dziecka po dumającą samotnie staruszkę. Na szczęście, nie był doktrynerem. Pozostawiał odbiorcy swobodę interpretacyjną.

„Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, do kogo wracamy?” – zastanawia się Szymborska. Ona wraca do tych, którym upływ czasu, a nawet aktualna ziemska nieobecność nie odebrały sensu istnienia. Była kiedyś Ella. Czarny słoń w różowych tiulach o anielskim głosie. Marzyły jej się zmiany koloru skóry, aparycji, wagi. Nie udało się. Ale gdy stanęła przed Nim, karnacja i tusza przestały mieć znaczenie. I powitał ją Pan: „pociecho ty moja czarna, rozśpiewana kłodo”.

W „Elli” Szymborska dochodzi do pogodnej samoakceptacji. Jedyne wyjście – przyjąć, co los zdarza. Najgorsza zakała to pamięć. Przez nią mamy „Trudne życia”: „…W jej opowieściach jestem zawsze młodsza./ To miłe, tylko po co bez przerwy ten wątek. Każde lustro ma dla mnie inne wiadomości”.

Bo – Chryste, osiemdziesiąt pięć wiosen! Ale dzięki za nie. Były obfite. Wciąż są. I na przekór metryce Szymborska ma „ciągle w planach słońce teraźniejsze”.

O starości jest w „Tutaj” dużo. Autorka nie epatuje wiekiem. Ona go posiada. Z całym dostojeństwem i doświadczeniem. Cieszy się nim. Delektuje. Potrafi też zobaczyć siebie „Kilkunastoletnią” – z perspektywy starszej pani. Zrzędliwej, wymagającej, gardzącej sentymentami. Pogodzonej z krótszymi niż kiedyś rzęsami, słabnącym ciałem, kurczącymi się kośćmi. Na swój sposób zadowoloną ze status quo. Szyderczo uśmiechającą się na myśl, że młodym gorzej: nie wiedzą, co ich czeka.

Jednego żal – żarliwej naiwności. Wynikającej z braku doświadczeń. Sprawiającej, że jakaś utalentowana literacko Wisia wykaligrafuje kilka rozgadanych strof staranną, archaiczną kursywą.

Kolejne objawienie Szymborskiej: po menopauzie płeć nie ma znaczenia. Stawia na uczucie w formie wysublimowanej, duchowej. Jak stuletni staruch Marqueza, ten od dziwek oraz dziewic. Stara kobieta, stary mężczyzna – dla współczesności ta sama skamienielina. Niczym „Otwornice”, praskorupiaki w wapiennych pancerzach, zabytek z paleozoiku. One też „były, bo żyły”. Tysiące lat temu przeobraziły się w malownicze białe wapienne skały, „które tu są, ponieważ są”.

W „Tutaj” zdarzyło się Szymborskiej potknąć. A to poprzez „Myśli nawiedzające mnie na ruchliwych ulicach” czy „W dyliżansie”. Zbyt deklaratywne utwory, za dosłowne. Brakuje im kondensacji, do której Pani Poetka nas przyzwyczaiła.

Rekompensatą – Proust. (Pamiętacie Starszych Panów? Ich poemat na cześć bujnego biustu, który niósł rekompensatę za to, że obdarzona nim pani nie wiedziała, kto to Proust.) U Szymborskiej też jest śmiesznie. Prawie. Jej „Nieczytane” to gorzka kpina z konsumenta popkultury. Wejdzie taki do księgarni i cofa się przerażony. „Siedem tomów – litości. Nie dałoby się tego streścić, skrócić”. A w ogóle, jak odróżnić Prousta od Prusa: „Szedł kiedyś serial pt. »Lalka«/ ale bratowa mówi, że to kogoś innego na P.”.

Pocieszne wykwintnisie, niezmienne od czasów Moliera. Tamten miał dobrze: szydził z głupoty pod jaśnie oświeconym protektoratem Króla Słońce.

A Szymborska (i jej pobratymcy) nie ma we współczesnym świecie oparcia. Jej pogarda dla butnych niedouków łączy się ze strachem. Że po nas – tylko oni. Cała nadzieja w Vermeerze…

[i]Wisława Szymborska „Tutaj”. Znak, Kraków 2009 [/i]

Ja – o Szymborskiej? Ale skoro ona o Vermeerze… I o Gierymskim, Rubensie. Dlaczego nie? Przecież to nasze własne. Ludzkie. Dzieła, z którymi porozumiewamy się całym sobą, ponad słowami.

A propos słów: w „Vermeerze” schodzą drobnymi uskokami. Układają się w piramidę do góry nogami. Wyciekają jak strumień mleka z dzbanka trzymanego przez tę bezimienną dziewczynę, w skupieniu celebrującą najzwyklejszą codzienną czynność. Mleczna klepsydra. Kiedy dziewczyna przeleje mleko do misy, dokona się czas. Lecz niedoczekanie – nie tutaj. W dłoniach panny z Delft dzban nigdy nie będzie pusty. Jak z rogu Almatei, życiodajna biel płynie na wieczność.

Pozostało 87% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski