Prawda o bogini fado

Po lekturze tej książki obejrzałam jej występy na YouTube. Amália Rodrigues była taka, jak mówiono. Magnetyzująca. Dyskretna gestykulacja dłońmi. Głos, który urzekał. Dzięki niej zrozumiałam sens fado

Publikacja: 05.03.2009 23:53

Amália Rodrigues w 1994 roku

Amália Rodrigues w 1994 roku

Foto: AFP

Amálię odkryłam dzięki Dulce Pontes, fadistce młodszej od niej o dwa pokolenia. Dulce, portugalska śpiewaczka o porywającym głosie na jednej z płyt wyznaje, że jej matką była… Amália Rodrigues. W sensie artystycznym. No, więc poszukałam „matki”. Nie było trudno, nagrała pół setki płyt, a w ostatniej dekadzie – Rodrigues zmarła dziesięć lat temu – pojawiło się wiele składanek typu „the best of” czy „the art of”. Jak zachowywała się na scenie, zobaczyłam na YouTube.

Była taka, jak pisali recenzenci. Piękna. Hieratyczna. Magnetyzująca. Zamknięte oczy. Dumna, statyczna postać. Dyskretna gestykulacja dłońmi, czasem ruch głową. La Rodrigues, jak mówili Francuzi. To znaczy – TA Rodrigues. Jedyna.

Niestety, najwcześniejsze telewizyjne rejestracje jej koncertów pochodzą z lat 60. Wizja fatalna, ale fonia bez zarzutu. Przeważają późne nagrania, kiedy głos artystki był słabszy, z lekką chrypką. Mimo to była wspaniała. Dzięki niej zrozumiałam sens fado.

[srodtytul]Królowa fado bez korony[/srodtytul]

Nazywano ją portugalską Édith Piaf i Billy Holliday. Królową, boginią, Matka Boską fado. Wszystkie te porównania i przydomki fałszują obraz prawdziwej Rodrigues. Wcale nie była tragiczna – jak gwiazdy, z którymi się ją porównuje. Nie sięgała po używki, nie miotała się emocjonalnie, nie miewała romansów, nie była bohaterką skandali. Spokojna, prostolinijna kobieta, ujmująca skromnością, choć świadoma swych możliwości i osiągnięć. Poczułam do niej ogromną sympatię dzięki książce „Amália Rodrigues. Najsłynniejsza śpiewaczka fado”.

Doskonała biografia. Przeciwieństwo bałamutnych, plotkarsko-wścibskich opowiastek, nie tyle przybliżających słynne postaci, co odzierających je z nimbu wyjątkowości i czaru tajemnicy.

Autor tomu, teatrolog Vitor Pavao dos Santos, ograniczył się do wstępu i niezwykle starannie sporządzonej dokumentacji dorobku Amálii Rodrigues. Przez wiele lat pozostawał z nią w przyjaźni. W latach 80. przeprowadził wywiad-rzekę. Dwadzieścia pięć spotkań przez cztery lata; dwadzieścia pięć kaset, osiemdziesiąt godzin nagrań.

W wersji książkowej Santos wyeliminował swoje pytania. Pozostawił monolog śpiewaczki. W zarysach podporządkowany chronologii. Tak naprawdę – rwący potok wyznań. Pełen wtrętów, dywagacji, emocji. Zwierzenia płynące z serca. Jej własne. Widać, ze poglądy bohaterki są od lat ustalone. Na taką niezależność stać tylko wyjątkowo silne osobowości.

Trudno uwierzyć, ze ta kobieta dokonała tak wiele w pojedynkę – bez impresariów i sztabu ludzi pracujących na lans gwiazdy. Wypromowała fado, a tym samym Portugalię na całym świecie. Mówiła: „To moja natura. Fado zaczęło się dla mnie jako piosenka, a stało się sposobem życia, z którym się utożsamiałam. Dziwnym sposobem życia”.

Atutami Amálii były talent, muzykalność i głos. Wyjątkowy, o skali pozwalającej śpiewać w operze. („Jako dwunastolatka zorientowałam się, ze w moim głosie jest coś, co sprawia, że idący ulicą ludzie zatrzymują się, żeby mnie posłuchać”). Miała też urodę, wrodzony gust i klasę. Instynkt popychał ją ku temu co piękne, wartościowe, etyczne. Nikt jej tego uczył. Jak wielokrotnie podkreślała, pochodziła z ludu. Wszystko osiągnęła sama.

[srodtytul]Arystokratka z dwiema klasami[/srodtytul]

Lizbona, dzielnica Beira Baixa, rok 1920. W ubogiej, wielodzietnej rodzinie siodlarza i okazjonalnego kornecisty przyszła na świat dziewczynka, Amália. Kiedy? Nikt nie pamiętał dokładnej daty, więc sama ustanowiła 1 lipca dniem urodzin. „Byliśmy bardzo biedni. Poziom ubóstwa ma swoje granice, a nasze już je przekraczało. Ale to było dla nas czymś naturalnym”. Tak piosenkarka wspomina najwcześniejsze lata. Bez rozczulania się nad sobą.

Z dzieciństwa zapamiętała nieustanne przeprowadzki i zimny wychów u babki, do której „podrzuciła” ją obłożona potomstwem matka. Miała dziesięć lat, gdy babka posłała ją do szkoły. Wedle słów Amáli „trochę z próżności, bo sama nie umiała pisać ani czytać”. Ale kiedy wnuczka prosiła o podręczniki, starsza pani odpowiadała: „Tamta książka jest jeszcze nowa, po co ci inna?”

Nauka skończyła się dla Amáli po dwóch latach. Potem była szkoła haftu. Też krótko. Osiemnastolatka, zaczęła karierę fadistki. I mężatki. Z pierwszym mężem, gitarzystą o naturze macho rozwiodła się w 1949 roku; powtórnie wyszła za mąż 12 lat później. Przez całe życie kochała dwóch mężczyzn, choć sama bywała obiektem fatalnych zauroczeń. Opowiada o tym bez cienia sensacji, w dyskretny, zarazem zniewalająco szczery sposób. „Miałam wielu adoratorów, ale myślę, że mylili oni sukces artystki z sukcesem kobiety. (…) Jestem mężatką od dwudziestu pięciu lat, to znaczy, że rzeczywiście wyszłam za mąż. Mam taką osobowość, ze gdybym nie była zadowolona z małżeństwa, już bym w nim nie była”.

[srodtytul]Sama sobie sterem[/srodtytul]

Z Amálią chciałabym się przyjaźnić. Rozumiała sztukę. Znała wielkich i możnych tego świata, ale wcale to jej nie imponowało. Wiedziała, gdzie jej miejsce: „Nigdy nie należałam do środowiska, w którym się urodziłam, szokowało mnie to, co mówili, to co widziałam (…) Do wyższych sfer też nie należałam. Bywałam w nich, ale zawsze czułam, że bywam tam tylko dlatego, że jestem fadistką”. Osoba z wrodzonym taktem, lecz czującą wstręt do wszelkiej minoderii („To taka uczciwość, która pochodzi z pewnego typu godności, albo też jest dumą. Jestem bardzo pokorna, gdyż jestem bardzo dumna, albo vice versa”). Nie uczyła się śpiewu, muzyki, poezji. Mimo to miała bezbłędne wyczucie słowa i poezji („Zawsze istniało coś, co chciałam śpiewać, wiersze, które lubiłam ale dla których nie mogłam znaleźć muzyki wśród klasycznych fado”). Więc znalazła takich kompozytorów, którzy napisali dla niej muzykę.

Wiedziała, co jej pasuje; w jakim repertuarze najlepiej wypada („…gdybym nie trwała tak silnie przy własnych kryteriach, przeszłabym przez życie ustępując innym. Ale ja nigdy nie spełniałam cudzych życzeń, spełniałam własne. I to był jedyny sposób, żeby zadowolić wszystkich”). Śpiewała niemal wyłącznie po portugalsku („nie śpiewam w obcym języku, nie mam ochoty robić tego, czego się ode mnie oczekuje”), choć miała talent do języków i kilkoma płynnie się posługiwała. Nie pozwalała korygować swych pomysłów; występowała w kreacjach, które sama projektowała („…gdy wkładałam czarną suknię, czarny szal i jedyną rzeczą, która błyszczała, była spinka przytrzymująca szal, uważałam, ze tak jest pięknie”).

W biografii każde słowo Amálii tchnie prawdą. Wspaniałe w swej prostocie i szczerości jest takie oto wyznanie wiary: „Jedyną nadzieją na Totalne Piękno, na rzeczywistość lepszą od tej, którą znamy, jest Bóg. Wierzę w Boga, jestem bardzo wierząca, ale nawet gdyby niebo nie istniało, będę nadal wierzyć. (…) Moja wiara nie ma nic wspólnego z żadnymi mądrościami.”

Czy można się dziwić, ze tak fascynująca osoba jak La Rodrigues wciąż wywołuje gorące uczucia. Na jej stronie w Internecie pełno miłosnych wyznań. „Dzięki za wieczór, Amália!”; „Takiej jak Ty już nigdy nie będzie!”

Pozostały płyty. I książka. Gorąco polecam.

[i]Vítor Pav?o dos Santos, "Amália Rodrigues. Najsłynniejsza śpiewaczka fado", tłum. Grażyna Jadwiszczak, Prószyński i S-ka, Warszawa 2009[/i]

Amálię odkryłam dzięki Dulce Pontes, fadistce młodszej od niej o dwa pokolenia. Dulce, portugalska śpiewaczka o porywającym głosie na jednej z płyt wyznaje, że jej matką była… Amália Rodrigues. W sensie artystycznym. No, więc poszukałam „matki”. Nie było trudno, nagrała pół setki płyt, a w ostatniej dekadzie – Rodrigues zmarła dziesięć lat temu – pojawiło się wiele składanek typu „the best of” czy „the art of”. Jak zachowywała się na scenie, zobaczyłam na YouTube.

Pozostało 93% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski