Lizbona, dzielnica Beira Baixa, rok 1920. W ubogiej, wielodzietnej rodzinie siodlarza i okazjonalnego kornecisty przyszła na świat dziewczynka, Amália. Kiedy? Nikt nie pamiętał dokładnej daty, więc sama ustanowiła 1 lipca dniem urodzin. „Byliśmy bardzo biedni. Poziom ubóstwa ma swoje granice, a nasze już je przekraczało. Ale to było dla nas czymś naturalnym”. Tak piosenkarka wspomina najwcześniejsze lata. Bez rozczulania się nad sobą.
Z dzieciństwa zapamiętała nieustanne przeprowadzki i zimny wychów u babki, do której „podrzuciła” ją obłożona potomstwem matka. Miała dziesięć lat, gdy babka posłała ją do szkoły. Wedle słów Amáli „trochę z próżności, bo sama nie umiała pisać ani czytać”. Ale kiedy wnuczka prosiła o podręczniki, starsza pani odpowiadała: „Tamta książka jest jeszcze nowa, po co ci inna?”
Nauka skończyła się dla Amáli po dwóch latach. Potem była szkoła haftu. Też krótko. Osiemnastolatka, zaczęła karierę fadistki. I mężatki. Z pierwszym mężem, gitarzystą o naturze macho rozwiodła się w 1949 roku; powtórnie wyszła za mąż 12 lat później. Przez całe życie kochała dwóch mężczyzn, choć sama bywała obiektem fatalnych zauroczeń. Opowiada o tym bez cienia sensacji, w dyskretny, zarazem zniewalająco szczery sposób. „Miałam wielu adoratorów, ale myślę, że mylili oni sukces artystki z sukcesem kobiety. (…) Jestem mężatką od dwudziestu pięciu lat, to znaczy, że rzeczywiście wyszłam za mąż. Mam taką osobowość, ze gdybym nie była zadowolona z małżeństwa, już bym w nim nie była”.
[srodtytul]Sama sobie sterem[/srodtytul]
Z Amálią chciałabym się przyjaźnić. Rozumiała sztukę. Znała wielkich i możnych tego świata, ale wcale to jej nie imponowało. Wiedziała, gdzie jej miejsce: „Nigdy nie należałam do środowiska, w którym się urodziłam, szokowało mnie to, co mówili, to co widziałam (…) Do wyższych sfer też nie należałam. Bywałam w nich, ale zawsze czułam, że bywam tam tylko dlatego, że jestem fadistką”. Osoba z wrodzonym taktem, lecz czującą wstręt do wszelkiej minoderii („To taka uczciwość, która pochodzi z pewnego typu godności, albo też jest dumą. Jestem bardzo pokorna, gdyż jestem bardzo dumna, albo vice versa”). Nie uczyła się śpiewu, muzyki, poezji. Mimo to miała bezbłędne wyczucie słowa i poezji („Zawsze istniało coś, co chciałam śpiewać, wiersze, które lubiłam ale dla których nie mogłam znaleźć muzyki wśród klasycznych fado”). Więc znalazła takich kompozytorów, którzy napisali dla niej muzykę.
Wiedziała, co jej pasuje; w jakim repertuarze najlepiej wypada („…gdybym nie trwała tak silnie przy własnych kryteriach, przeszłabym przez życie ustępując innym. Ale ja nigdy nie spełniałam cudzych życzeń, spełniałam własne. I to był jedyny sposób, żeby zadowolić wszystkich”). Śpiewała niemal wyłącznie po portugalsku („nie śpiewam w obcym języku, nie mam ochoty robić tego, czego się ode mnie oczekuje”), choć miała talent do języków i kilkoma płynnie się posługiwała. Nie pozwalała korygować swych pomysłów; występowała w kreacjach, które sama projektowała („…gdy wkładałam czarną suknię, czarny szal i jedyną rzeczą, która błyszczała, była spinka przytrzymująca szal, uważałam, ze tak jest pięknie”).