JD Salinger (1919-2010) uchodził za największego samotnika w historii literatury XX wieku. Przez 50 lat nikt nie potrafił powiedzieć nic konkretnego o jego życiu. Nie udzielał wywiadów. Nie było nawet wiadomo, jak wygląda, bo dziennikarze i literaturoznawcy dysponowali zaledwie kilkoma starymi fotografiami pisarza. W artykułach informowano, że żyje w odosobnieniu w domu w Cornish w stanie New Hamshire. Krążyły pogłoski, że zakochał się bez pamięci w Oonie O’Neill, a później przeżył szok, gdy zostawiła go dla mężczyzny znacznie od siebie starszego. Był nim Charlie Chaplin.

Z upublicznionych właśnie listów, jakie Salinger pisał do przyjaciela, można się dowiedzieć, że autor „Franny i Zooey” lubił hamburgery z Burger Kinga i z uwagą śledził karierę gwiazdy tenisa Tima Henmana.

Adresatem 50 listów i czterech pocztówek był Donald Hartog, londyńczyk, którego Sallinger poznał w 1938 r. w Wiedniu. Obaj panowie przyjechali tam na naukę niemieckiego. Znajomość przetrwała wojnę. W 1989 r. Sallinger wybrał się do Wielkiej Brytanii, by wziąć udział w przyjęciu z okazji siedemdziesiątych urodzin przyjaciela.

Hartog zmarł w 2007 r., a jego córka przekazała korespondencję do University of East Anglia. W pierwszą rocznicę śmierci Sallingera uczelnia upubliczniła te materiały. Okazało się, że w czasie, gdy wszyscy uważali pisarza za odludka, on czerpał z życia pełnymi garściami. Regularnie odwiedzał teatry, słuchał Trzech Tenorów, z których najwyżej cenił Jose Carrerasa. Sporo podróżował. Zobaczył Wielki Kanion i Wodospad Niagara. Oczywiście, podczas autokarowej wycieczki nikt go nie poznał.