Francuski autor wielokrotnie krytykował Zachód za niszczenie tego, co w człowieku najwartościowsze i autentyczne. Twierdzi, że nieustannie dążymy do dominacji, zabijamy wrażliwość, a tęsknotę za życiem zgodnym z naturą uważamy za przejaw naiwności.
W napisanych urzekającą poetycką prozą opowiadaniach z 1978 r., które wkrótce ukażą się po polsku, J. M. G. Le Clezio portretuje młodych ludzi stawiających pierwszy krok w chmurach. Nie wiedzą jeszcze, że w konfrontacji ze światem są skazani na przegraną.
W jednym z leżących nad morzem miast Południa pojawił się przybysz znikąd, dziesięcioletni chłopiec o imieniu Mondo. Nikt nie znał jego przeszłości. Mieszkańcy snuli domysły: może odbył długą podróż ukryty pod pokładem statku? Albo przyjechał schowany w którymś z wagonów pociągu towarowego?
Chłopak podchodził do ludzi, a gdy się uśmiechał, jego oczy zamieniały się w świetliste szparki. Nie umiał czytać ani pisać, ale potrafił cieszyć się zachodem słońca, który zapalał wzgórza otaczające miasto. Przesiadywał w porcie, obserwując wspaniałe jachty bogaczy.
Najbardziej podobała mu się łajba, której nikt nie wyprowadzał w morze. Śnił, że kiedyś wyruszy na niej w daleki rejs, by łowić tuńczyki, sardynki i krewetki. Rozpraszał lęk ludzi odrzuconych. Przyjaźnił się ze starym mężczyzną, którego jedynym majątkiem była zniszczona walizka. Trzymał w niej parę ukochanych gołębi.