Pana najnowsza powieść pt. „Pigułka wolności" zaczyna się niemal biblijnym zdaniem: „Na początku było słowo, a potem człowiek w nie kliknął". Czy moment kliknięcia i wejścia w świat technologi traktuje Pan jak początek nowego świata?
Po części tak. Ten wstęp sprowadza się do jednego prostego i zatrważającego wniosku, że kliknięcie bardzo często wiąże się z nieodwracalną decyzją, którą może podjąć jednostka, mająca wpływ na losy dużej grupy ludzi. Ponieważ kliknięcie jest proste, nie wymaga zastanowienia, można popełnić chybioną i nie przemyślaną decyzję.
Dlaczego akcja powieści rozgrywa się w Polsce? Historia jest na tyle uniwersalna, że mogłaby dziać się w każdym kraju, nawet abstrakcyjnym.
Akcja częściowo dzieje w Polsce, ale w głównej warstwie dzieje się na Facebooku - wszędzie, czyli nigdzie. W drugiej kolejności dzieje się w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem Warszawy i jej największych galerii handlowych. Główny bohater z nudów zakłada stronę, która zaczyna być traktowana jako manifest wolności jednostek na całym świecie. Zaczyna prowadzić życie celebryty i dostaje poważną propozycję współpracy z firmą farmaceutyczną, mającą filie na całym świecie.