Piotr Czerwiński "Pigułka wolności" - wywiad z pisarzem

Pisarz Piotr Czerwiński opowiada o swojej najnowszej książce „Pigułka wolności", o wirtualnym świecie, od którego nie ma ucieczki i ekspansji „kciuka"

Publikacja: 08.10.2012 09:00

Piotr Czerwiński

Piotr Czerwiński

Foto: Rzeczpospolita

Pana najnowsza powieść pt. „Pigułka wolności" zaczyna się niemal biblijnym zdaniem: „Na początku było słowo, a potem człowiek w nie kliknął".  Czy moment kliknięcia i wejścia w świat technologi traktuje Pan jak początek nowego świata?

Zobacz na empik.rp.pl

Po części tak. Ten wstęp sprowadza się do jednego prostego i zatrważającego wniosku, że kliknięcie bardzo często wiąże się z nieodwracalną decyzją, którą może podjąć jednostka, mająca wpływ na losy dużej grupy ludzi. Ponieważ kliknięcie jest proste, nie wymaga zastanowienia, można popełnić chybioną i nie przemyślaną decyzję.

Dlaczego akcja powieści rozgrywa się w Polsce? Historia jest na tyle uniwersalna, że mogłaby dziać się w każdym kraju, nawet abstrakcyjnym.

Akcja częściowo dzieje w Polsce, ale w głównej warstwie dzieje się na Facebooku - wszędzie, czyli nigdzie. W drugiej kolejności dzieje się w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem Warszawy i jej największych galerii handlowych. Główny bohater z nudów zakłada  stronę, która zaczyna być traktowana jako manifest wolności jednostek na całym świecie. Zaczyna prowadzić życie celebryty i dostaje poważną propozycję współpracy z firmą farmaceutyczną, mającą filie na całym świecie.

Lokalizacja, szczególnie dla dużych koncernów, ma coraz mniejsze znaczenie, ponieważ dzięki Internetowi rynek i reklama stają się globalne. To jest znak czasów, wiele światowych firm ucieka do zagrywek promocyjnych w mediach społecznościowych z braku funduszy. Facebook wielu firmom spadł z nieba, to atrakcyjna płaszczyzna reklamowa.

W Pana książce w pewnym momencie to co wirtualne zazębia się z rzeczywistością offline. Strona „Fart For Malawi" zyskuje na popularności, wywołuje demonstracje i protesty, rozgrywające się na ulicach dużych miast. Czy inspirował się Pan wydarzeniami politycznymi, np. rewolucją w Egipcie? Dużą rolę odegrał wówczas profil „We all are Khali Said", upamiętniający śmierć młodego Egipcjanina podczas protestów.

Nie wzorowałem na tym konkretnym przypadku. W Internecie jest mnóstwo inicjatyw tego typu i to akurat dobrze, bo to są bardzo szczytne inicjatywy. Ale oprócz poważnych akcji równie wiele jest profili zakładanych dla żartu, tak jak to ma miejsce w mojej powieści – i one też mogą niechcący przenieść się do „realu".

Oprócz tego często pod szczytne idee na Facebooku podpinają się różne firmy z działaniami reklamowymi, handluje się farmami fanów. Najbardziej fascynują mnie właśnie te profile zakładane dla żartu, które z dnia na dzień zyskują ogromną popularność.

Za protoplastę tej historii można uznać przypadek facebookowej strony „Make life harder", która w kilka miesięcy zyskała stutysięczną publiczność. Administratorzy strony stali się słynni, zaczęli być pokazywani w mediach. To mnie zainspirowało do wyszukiwania podobnych inicjatyw.

W książce pojawia się Piotr Czerwiński. Jaką rolę pełni Pana osoba w powieści?

To jest zabieg, który służy temu, żeby oddalić mnie od narratora i pogłębić wrażenie, że ta historia dzieje się naprawdę. Są tam realia do tego stopnia prawdziwe, że pojawia się postać autora. Jestem w tej książce idolem biznesmena, który jest szują i kompletnym snobem. Jednocześnie ma w mózgu schowek, w którym zachował ideały z młodości. Jest reklamiarzem i snobuje się na różne ideały, którymi karmił się, kiedy dorastał. Jego największym idolem jest pisarz Piotr Czerwiński.Na zebraniach szasta cytatami z jego książek i jest w tym żałosny, wykpiony przez swoje środowisko.

Warto powiedzieć, że wszyscy mężczyźni w tej książce w ostatecznym rozrachunku zdradzają swoje ideały. Jedyną pozytywną postacią jest kobieta, Ultra Maryna. Na początku nie daje się poznać jako osoba moralna, ale w trakcie historii przeistacza się i jako jedyna przegląda na oczy.

Czy Pana jako Internautę zmęczył Facebook, gdzie jest coraz mniej miejsca na swobodną wymianę zdań, a coraz więcej drapieżnych reklam?

„Czytając niniejsze słowa bierzesz udział w zatrzymaniu pędzącego świata"

Mnie to ani nie cieszy, ani nie irytuje. Ja to po prostu zauważam. We wstępie do książki zaznaczam, że moją intencją nie była krytyka, ośmieszenie, pochwała, ani gloryfikacja tego portalu.

Facebook posłużył jako tło, taki „blat do pizzy", platforma do opowiedzenia historii z istotnym przesłaniem. Ja nie mam do tego osobistego podejścia - ani pozytywnego, ani negatywnego. Jako zawodowy medioznawca uważam, że to naturalna kolej rzeczy w historii mediów masowych. Ja tego nie krytykuje, ani nie jestem tym zmęczony, uważam to za fascynujące.

W książce często używa Pan formuły „w tamtych czasach". Czy „Pigułka wolności to książka pisana dla przyszłych pokoleń"?

Na pewno tak. To jest też zabieg zastosowany dla żartu i na pewno nie ja pierwszy go zastosowałem. Wiadomo, że raz wydana książka (nieważne, czy w papierowej, czy innej formie) zostaje i liczę na to, że za pięćdziesiąt albo sto lat ktoś sięgnie po książkę opowiadającą o tym, co się działo na początku XXI w., kiedy pojawiło się coś tak archaicznego, jak Facebook i wszyscy za tym szaleli. Będą sobie o tym opowiadać, jak my opowiadamy o wynalezieniu patefonu i dowiedzą się z tej książki, jak wyglądał świat współczesny dla nas.

Jak Pana książkę mają czytać osoby, które nie nauczyły się korzystania z Internetu?

Myślę, że każdy, kto ma elementarne wyobrażenie na temat tego jak funkcjonuje Internet, jest w stanie zrozumieć treść książki. Starałem się napisać książkę tak, żeby osoby, które nie korzystają z mediów społecznościowych, były w stanie intuicyjnie domyślić się reguł panujących na Facebooku. Nawet jeśli nie ma dokładnych wyjaśnień wszystkich terminów, można intuicyjnie wychwycić sens zakładania stron itd.. Dzisiaj chyba nie ma już osób, które nie wiedzą, co to znaczy „kliknąć".

Czy prowadzi Pan stronę lub profil na Facebooku?

Tak, założyłem swoją stronę internetową, jestem też na Facebooku, oczywiście. W czasach kiedy studiowałem dziennikarstwo nie było jeszcze Internetu. W Dublinie zapisałem się na krótkie dokształcające „mini-studia podyplomowe" z zakresu „nowych mediów" i w ramach zajęć musiałem założyć profil na Facebooku. Usłyszałem od prowadzącego: „Nie ma Cię na Facebooku, nie istniejesz".

Cenię sobie Facebooka za możliwość stałego kontaktu z czytelnikami. Wokół tego profilu stworzyła się baza najwierniejszych fanów, z którymi mam regularny kontakt. Niedawno czytelniczka, której nigdy nie widziałem, poprosiła mnie na Facebooku o wirtualną dedykację dla swojej mamy z okazji urodzin. Napisałem ją odręcznie, zrobiłem zdjęcie i wysłałem jej z życzeniami. To jest miłe.

Czy rozważa Pan każdy „lajk"?

Nie mam za wiele czasu na nałogowe korzystanie z Facebooka. Używam go tylko jako medium komunikacyjnego. Nawet na mojej stronie internetowej informuję, że najlepszy i najszybszy sposób kontaktu ze mną jest przez profil na Facebooku. Skoro mówimy o dawaniu kciuka, to od dawna niczego nie "zalajkowałem". Mam swoje ulubione książki, zespoły czy filmy, ale to nie znaczy, że muszę to oznajmiać całemu światu.

W książce pojawia się kciuk w dół. Czy myśli Pan, że to jest element brakujący wśród funkcji Facebooka?

Być może chcąc zachować równowagę, przydałby się kciuk w dół. Neron chwalił, ale też posyłał do lwów. Tutaj nie ma tej opcji, można tylko wielbić i bić pokłony. Ale jednocześnie jest to humanitarne, odbiera miejsce na nienawiść. Media masowego przekazu są często darmowe i przyciągają osoby, które mają zaniżoną kompetencję komunikacyjną, dociera do nich tylko literalny przekaz. Masy nie interpretują ironii, aluzji, są bardzo agresywne. Ludzie wypowiadają się tylko dlatego, że dostali prawo do głosu, nie mając jednocześnie nic do powiedzenia. Uważam, że jest to normalne, każde media masowe mają taką publiczność.

Ma Pan wiedzę praktyka, który swoje przeklikał. Jak wyglądały przygotowania do napisania tej książki?

Musiałem swoje przeklikać, żeby wiedzieć o czym piszę. W ramach zbierania informacji zbliżyłem się do tej części Facebooka, której zazwyczaj unikam.  Musiałem poświęcić temu trochę czasu. Kilka weekendów i świąt państwowych przesiedziałem od rana do wieczora na Facebooku, musiałem zobaczyć jakie tam panują zależności, mechanizmy, jakie są zachowania i wypowiedzi Internautów. Nie wchodziłem w interakcje, wystarczyła mi pozycja obserwatora i po kilku miesiącach byłem gotowy do pisania.

„Pigułką wolności" bardzo często określane są środki antykoncepcyjne. Czy świadomie użył Pan tej nazwy, w jej potocznym rozumieniu?

Tak, w sposób metaforyczny chciałem nawiązać do antykoncepcji, zapobieżenia rozwoju pewnych niebezpiecznych trendów, którym ulegają bohaterowie książki. Jest to powieść o anty-koncepcie na życie, interes, moralność i przede wszystkim wolność.

Tytułowa „Pigułka wolności" nie daje wolności. Narrator przez postać Ultra Maryny stara się odpowiedzieć na pytanie – co to jest wolność i co ją daje. Książka opowiada o świecie, od którego już nie da się uciec. Można go w mniejszym lub większym stopniu przyjąć, usiłować go umeblować, tak aby czuć się w nim swobodnie.

Piotr Czerwiński

- polski pisarz mieszkający w Irlandii, autor m. in. powieści „Pokalanie", „Przebiegum życiae" i „Międzynaród".

www.piotrczerwinski.com

Pana najnowsza powieść pt. „Pigułka wolności" zaczyna się niemal biblijnym zdaniem: „Na początku było słowo, a potem człowiek w nie kliknął".  Czy moment kliknięcia i wejścia w świat technologi traktuje Pan jak początek nowego świata?

Zobacz na empik.rp.pl

Pozostało 97% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski