Ta architektura powinna chwilę odleżeć, żebyśmy zaczęli ją doceniać. Od wyburzenia dzielnicy Pruitt-Igoe, które Jencks ogłosił końcem modernizmu, minęło dopiero czterdzieści lat. Trzeba powstrzymać zakusy, żeby już dziś wszystko oceniać. Już teraz oceniane są obiekty, które powstały w latach dziewięćdziesiątych [...]. Często mnie ludzie pytają czy ja bardziej ją kocham po zrobieniu tego projektu, jakby to było oczywiste, że ją można pokochać. Ja ją jednak mniej kocham. Ale po zrobieniu tej książki bardziej ją doceniam i szanuję. To jest dokument jakichś czasów – Filip Springer.
Karolina Błachnio: Dlaczego zacząłeś fotografować?
Filip Springer:
Były dwa początki. Pierwszy – bardzo trywialny: chciałem po prostu zostać reporterem, najlepiej wojennym. Zacząłem robić zdjęcia w liceum, potem pracowałem dla gazet jako fotograf-freelancer. Przy takim systemie masz jednak mało czasu i musisz się koncentrować na wielu płaszczyznach odbioru rzeczywistości. W pewnym momencie stało się to problemem. Jeśli spojrzymy na moje teksty w „Polityce", to albo są w nich dobre zdjęcia, albo dobry tekst; nigdy nie byłem z obydwu rzeczy zadowolony.
Gdy wtedy zacząłem fotografować, robiłem to z zupełnie innych powodów niż teraz.