O kłopotach liberalnej demokracji, zagrożeniach ze strony nowych technologii, słabości Zachodu oraz o tym, dlaczego mimo wszystko liberalizm to dobra podstawa budowy przyzwoitego społeczeństwa, mówi amerykański prawnik i politolog Stephen Holmes.
Jarosław Kuisz:
Legendarną książkę „Anatomia antyliberalizmu" rozpoczynał pan od spostrzeżenia, że dyskredytowanie liberalizmu nie jest bynajmniej jakąś przemijającą modą, lecz od 200 lat pozostaje stałą właściwością kultury politycznej Zachodu. Minęło sześć lat od wybuchu kryzysu ekonomicznego i 11 lat od rozpoczęcia interwencji w Iraku. Jaka jest dziś kondycja zachodniego liberalizmu? Czy te doświadczenia miały dla liberałów poważne konsekwencje?
Stephen Holmes:
Rozumiem, iż zakłada pan, że po pierwsze kryzys finansowy w 2008 r. był spowodowany regulacjami, które nazywamy liberalnymi – a zatem ten kryzys prowadzi do dyskredytacji liberalizmu. I że – po drugie – wojnie w Iraku towarzyszył ideał szerzenia demokracji... Czyli znów dyskredytacja. Ale ja nie jestem przekonany o tym, że liberalizm rzeczywiście za tymi dwoma wydarzeniami stoi.