Jest aktorem bardzo wrażliwym. Wnosi na ekran bagaż swoich doświadczeń i wielki talent. Potrafi zagrać aroganta, ale także człowieka zagubionego i niepewnego, umie być szorstki, ale również czuły i delikatny.Urodził się 27 grudnia 1948 r. w bardzo ubogiej rodzinie. Rodzice byli analfabetami. Nie ukrywa tego. Jako nastolatek często wchodził w konflikt z prawem, trafiał do aresztu. I to właśnie psycholog więzienny zalecił mu terapię poprzez aktorstwo. Mały złodziejaszek okazał się wielkim aktorskim talentem.
— Nigdy nie marzyłem, żeby zostać aktorem — wyznaje. — To tak jakoś się stało. Ale dzięki aktorstwu odzyskałem mowę, zdolność komunikowania się. Pomogli mi w tym Racine, Dostojewski, Moliere, potem reżyserzy i ludzie, z którymi spotykałem się na planie filmowym. Dzięki nim nauczyłem się używać słów, wyrażać swoje uczucia. Potem dopiero przyszła sława, pieniądze. To ostatnie jest zresztą najłatwiejsze.
Dalej już poszło. Jako 16-latek w 1965 roku Depardieu zadebiutował na ekranie w krótkim filmie „Le Beatnik et le minet”. Potem grał w telewizji i w teatrze. W 1970 r. wrócił na filmowy plan. I natychmiast stał się jednym z najbardziej popularnych francuskich gwiazdorów.Jest aktorem wszechstronnym. Z równą łatwością wciela się w bohaterów współczesnych, np. w „Ostatnim metrze”, jak i wielkie postacie historyczne, jak choćby rzeźbiarza Rodina w „Camille Claudel”. Jedną z najlepszych jego ról był Danton w filmie Andrzeja Wajdy. Kreację w „Cyrano de Bergerac” krytycy uznali za prawdziwe wydarzenie. Inne znane kreacje w filmach kostiumowych stworzył m.in. w „Nędznikach”, „Człowieku w żelaznej masce”, „Wszystkich porankach świata”, wreszcie w „Vatelu”.
O francuskiego aktora upomniało się też kino amerykańskie. Sławę za oceanem przyniósł mu film Petera Weira „Zielona karta”, w którym wystąpił z Andie MacDowell. Ale wrócił do Europy.— Nie chciałem być obywatelem amerykańskim — powiedział zwyczajnie — Wolę być obywatelem świata.
Miał zresztą w Stanach złą prasę. Nie wyczuł tego kraju, purytańskim Amerykanom zaserwował w wywiadzie opowieść o tym, że zgwałcił kilka kobiet, przy czym pierwszą, gdy miał dziewięć lat. Podobno dlatego, choć dostał Złoty Glob, stracił szansę na Oscara. Zagrał jeszcze w kilku amerykańskich filmach, nie ukrywał jednak, że bardziej odpowiada mu kino europejskie. Dużym jego sukcesem była rola pisarza w „Czystej formalności” Giuseppe Tornatore.