Natura górą

Zwierzęta na scenie. Doświadczeni mistrzowie radzą adeptom aktorstwa, żeby unikali występów z dziećmi i zwierzętami, bo one zawsze będą bardziej autentyczne i skupią na sobie uwagę widzów.

Publikacja: 29.11.2007 17:49

Natura górą

Foto: Fotorzepa, Michał Warda Mic Michał Warda

W pamięci polskich teatromanów najbardziej zapisały się zapewne charty. Grały w „Miesiącu na wsi” Turgieniewa w reżyserii Adama Hanuszkiewicza (1974 r.). Wylegiwały się na żywej, odpowiednio pielęgnowanej murawie. Jako cytat z tej inscenizacji można potraktować ponowne użycie pary rosyjskich chartów w Teatrze Narodowym. Dyszały na smyczach trzymanych przez Dorotę Stenkę w „Fedrze” Mai Kleczewskiej (2006 r.). Jako pierwszy dwa charty (i Murzyna) pokazał na scenie Konrad Tom we własnej rewii „Halo, Nowości… ” w warszawskim Perskim Oku w sezonie 1927/1928.

Młodzi reżyserzy lubią wprowadzać do teatru pieski modnych ras. Grzywacza chińskiego dźwigał pod pachą jeden z bohaterów „Fanta$ego”, swobodnej przeróbki dramatu Słowackiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku (reżyseria Jan Klata, 2005 r.). Inna oryginalna rasa to west highland white terrier, czyli westie, pomysłowo wykorzystany w „Othellu” Szekspira, przygotowanym przez Macieja Sobocińskiego w Teatrze Bagatela w Krakowie (kwiecień 2007). Aktor Juliusz Krzysztof Warunek ocenia westie jako szalenie inteligentnego partnera. – Jego właścicielka dziwiła się, że tak ładnie przy mnie chodził – mówi. – Wymagało to dużej cierpliwości, zdecydowania, szacunku dla psiej osobowości, a bywało, że i humorów. Spacerowałem z nim początkowo po podwórzu, później wśród ludzi, wreszcie na scenie. Układałem go, a on mnie. I dzięki niemu wzbogaciłem postać – opowiada Warunek. Faktycznie, mroczny charakter granego przez niego Rodriga przełamywało ciepło, jakim obdarzał swego pupila.

Pies jako postać demoniczna, jedno z wcieleń Mefista, pojawia się w „Fauście” Goethego. W inscenizacji Jerzego Jarockiego w Starym Teatrze w Krakowie (1997 r.) był to modelowo ostrzyżony, wielki czarny pudel. Zazwyczaj jednak w inscenizacjach „Fausta” aktorzy wodzą wzrokiem po scenicznym horyzoncie lub kulisach, markując obecność psa.

Na festiwalu małych form teatralnych we włoskim Arezzo w 1981 r. widziałem cztery inscenizacje komedii „Bau bau” Piera Benedetta Bertolego (po polsku: „Hau hau”). Traktowała o psach i ich właścicielach. Twórcy z Włoch, Anglii i Jugosławii obeszli się bez czworonogów. Aktorzy wdzięczyli się do pustki i głaskali powietrze. Jedynie w finale węgierskiej wersji z jednej kulisy był wypychany, a z przeciwnej wabiony sympatyczny kundelek, lecz płoszyły go oklaski. Widocznie nie znał słynnego zdania Tadeusza Kantora, że do teatru nie wchodzi się bezkarnie.

W widowiskach operowych nierzadko pojawiają się konie, jak np. u Verdiego w warszawskiej inscenizacji „Nabucco” w reżyserii Marka Weiss-Grzesińskiego (1992 r.). Przebiły ich jednak wielbłądy w „Aidzie”, którą węgierski reżyser Viktor Nagy wystawił we wrocławskiej Hali Ludowej. Świetnie grały na próbie, jednak zaskoczone głośną muzyką podczas premiery w popłochu zrejterowały ze sceny. Powiew autentyczności zwierząt polega i na tym, że zdarza im się pozostawiać po sobie kłopotliwe pamiątki, które trzeba czujnie zebrać na szufelkę.

W uwspółcześnionej wersji „Tkaczy Hauptmanna” z berlińskiej Volksbühne am Rosa-Luxemburg-Platz reżyser Frank Castorf w pewnej chwili wypuścił na scenę stado kóz (2001 r.). Po warszawskim pokazie przedstawienia prof. Józef Opalski powiedział „Rzeczpospolitej”, że pierwszy zaczął klaskać, gdy wychodziły na scenę, gdyż były jedynym naturalnym elementem okropnego widowiska. Kury i emocje Drób to osobny rozdział. Łotewski reżyser Alvis Hermanis z teatru w Rydze przywiózł na festiwal Dialog-Wrocław 2003 „Rewizora” Gogola. Chudy Chlestakow trafiał między spasionych ludzi Horodniczego. Gromadzili się w koszmarnej socjalistycznej stołówce, wśród drobiu wydziobującego odpadki ze szpar linoleum. Aktorzy poruszali się w tej opowieści niby ptactwo domowe, więc odniesienia były aż nadto czytelne.

Flamandzki Les Ballets C. de la B. z belgijskiej Gandawy przyjechał z „Bonjour Madame” w reżyserii Alaina Platela na toruński festiwal Kontakt 1995. Etiuda jednego z tancerzy była niedwuznacznie erotyczną prowokacją widzów. Sytuację rozładowała... kura w klatce, która nie wytrzymała napięcia i zaczęła głośno gdakać.

Przypadek zrządził, że na festiwalu Zdarzenia w Tczewie w 2005 r. pokaz widowiska „Kilka błyskotliwych spostrzeżeń (a la Gombrowicz)” Teatru Dada von Bzdülöw z Gdańska urozmaicił motyl, który znienacka wplątał się między tańczących – zapewne figiel zza grobu samego Gombrowicza. Im bardziej Leszek Bzdyl, a zwłaszcza jego dwakroć cięższy partner Rafał Dziemidok starali się nadać swoim ewolucjom tanecznym lekkości, tym bardziej lotny owad czynił ich wysiłki śmiesznie bezcelowymi. Dawno nie oglądałem równie fascynującego pojedynku natury ze sztuką. Motyl górą.

W pamięci polskich teatromanów najbardziej zapisały się zapewne charty. Grały w „Miesiącu na wsi” Turgieniewa w reżyserii Adama Hanuszkiewicza (1974 r.). Wylegiwały się na żywej, odpowiednio pielęgnowanej murawie. Jako cytat z tej inscenizacji można potraktować ponowne użycie pary rosyjskich chartów w Teatrze Narodowym. Dyszały na smyczach trzymanych przez Dorotę Stenkę w „Fedrze” Mai Kleczewskiej (2006 r.). Jako pierwszy dwa charty (i Murzyna) pokazał na scenie Konrad Tom we własnej rewii „Halo, Nowości… ” w warszawskim Perskim Oku w sezonie 1927/1928.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla