Niedzielne przedpołudnie w mokotowskim parku Morskie Oko. Zaciekawieni emeryci z pieskami i rodziny z dziećmi przystają, słysząc szczęk mieczy. – Głowa, noga, bok! – instruuje młodego adepta fechtunku rycerz w groźnie wyglądającej zbroi. Na trawniku odbywa się właśnie trening Chorągwi Zaciężnej Trzy Miecze.
– Spotykamy się tu co tydzień. Większość rycerzy to informatycy i księgowi, więc żeby utrzymać kondycję potrzebną do udziału w turniejach, musimy często trenować – opowiada Paweł Sławski, herbu Szeliga.
Do ruchu rycerskiego wciągnął go dziesięć lat temu kolega, z którym bawił się w gry fabularne. Po kilku latach Paweł, obecnie 29-letni informatyk, założył własne bractwo rycerskie. Zrzesza 15 miłośników średniowiecza, razem jeżdżą na turnieje i inscenizacje bitew, ale walczą tylko cztery osoby.
Bycie rycerzem nie jest tanim hobby. – Rycerz herbowy, taki jak ja, musi mieć przynajmniej dwie zbroje: ciężką turniejową i lekką, pokazowo-bitewną – wyjaśnia Paweł. – Do tego dochodzą przeszywanica, czyli gruby kubrak, który wkłada się pod zbroję, kolczuga, dwa miecze. Szanujący się rycerz powinien mieć także namiot mieszczący zbrojownię i sypialnię dla giermków.
Najtańsza zbroja wraz z mieczem kosztuje ok. 2 tys. zł, ale są i takie, w których na sam hełm trzeba wydać 800 zł.