Zostań rycerzem po godzinach

Coraz więcej dorosłych bawi się dziś w wojsko różnych epok. Zostają rzymskimi legionistami, średniowiecznymi rycerzami albo pilotami niemieckiej Luftwaffe. Wszyscy przyznają, że działanie w grupach rekonstrukcji historycznej to nie jest tanie hobby

Aktualizacja: 10.02.2008 17:03 Publikacja: 09.02.2008 05:02

Zostań rycerzem po godzinach

Foto: Rzeczpospolita

Niedzielne przedpołudnie w mokotowskim parku Morskie Oko. Zaciekawieni emeryci z pieskami i rodziny z dziećmi przystają, słysząc szczęk mieczy. – Głowa, noga, bok! – instruuje młodego adepta fechtunku rycerz w groźnie wyglądającej zbroi. Na trawniku odbywa się właśnie trening Chorągwi Zaciężnej Trzy Miecze.

– Spotykamy się tu co tydzień. Większość rycerzy to informatycy i księgowi, więc żeby utrzymać kondycję potrzebną do udziału w turniejach, musimy często trenować – opowiada Paweł Sławski, herbu Szeliga.

Do ruchu rycerskiego wciągnął go dziesięć lat temu kolega, z którym bawił się w gry fabularne. Po kilku latach Paweł, obecnie 29-letni informatyk, założył własne bractwo rycerskie. Zrzesza 15 miłośników średniowiecza, razem jeżdżą na turnieje i inscenizacje bitew, ale walczą tylko cztery osoby.

Bycie rycerzem nie jest tanim hobby. – Rycerz herbowy, taki jak ja, musi mieć przynajmniej dwie zbroje: ciężką turniejową i lekką, pokazowo-bitewną – wyjaśnia Paweł. – Do tego dochodzą przeszywanica, czyli gruby kubrak, który wkłada się pod zbroję, kolczuga, dwa miecze. Szanujący się rycerz powinien mieć także namiot mieszczący zbrojownię i sypialnię dla giermków.

Najtańsza zbroja wraz z mieczem kosztuje ok. 2 tys. zł, ale są i takie, w których na sam hełm trzeba wydać 800 zł.

– Moje zbroje kosztowały 3,7 i 5 tys. zł. Ale wiadomo, że do pełnego wyposażenia dochodzi się stopniowo – zastrzega rycerz z Mokotowa. – W zamierzchłych czasach też były różnice w cenie uzbrojenia. Zwykły miecz miał wartość wioski, a taki wypasiony – czterech wiosek i nie każdy mógł sobie na niego pozwolić.

Nie tylko bariera finansowa ogranicza liczbę rycerzy. Żeby na to zaszczytne miano zasłużyć, trzeba najpierw odbyć rycerski termin.

– U mnie trwa to około roku. Przez ten czas nowa osoba jest giermkiem i na oficjalnych imprezach panują między nami takie stosunki jak w średniowieczu między panem i sługą. To wbrew pozorom ważne, bo uczy siły charakteru, zwłaszcza młodych, którzy często są przekonani, że wszystko im się od życia należy. Jak ktoś mnie zdenerwuje, może być jeszcze paziem. Paź wiąże buty – śmieje się rycerz.

Po roku terminowania wiadomo już, czy nowy członek bractwa nadaje się na rycerza, czy bez obaw można wyjść z nim ramię w ramię na pole bitwy.

– Zaufanie jest bardzo ważne. Może mniej w bitwach, choćby pod Grunwaldem, które rozgrywane są według scenariusza i z góry wiadomo, kto ma wygrać. Ale bohorty, czyli drużynowe pojedynki turniejowe, to już walka na poważnie. Krew się wprawdzie nie leje, bo uważamy, żeby nikomu nie stała się krzywda, ale każdemu zależy na zwycięstwie i nie oszczędza się przeciwnika. Warto mieć wówczas druha, na którym można polegać – zaznacza warszawski rycerz.

Grupy rekonstrukcji historycznej zrzeszają ludzi w różnym wieku, różnych zawodów. Paweł wciągnął do ruchu rycerskiego swoich rodziców – mama jest dwórką i szyje stroje, sprawdza się też jako kuchmistrzyni, tata z racji wieku już nie walczy, ale jest chorążym na turniejach.

Większość rycerzy to informatycy i księgowi. Są też kobiety, które zostają dwórkami

Wśród pasjonatów historii są tacy, którzy jak najwięcej elementów stroju i wyposażenia starają się wykonać własnoręcznie. Swoją kolczugę składającą się z 15 kg drobnych stalowych kółeczek, które należało ręcznie połączyć, Paweł Sławski robił wieczorami przez pół roku. Ale niektóre elementy rycerskiego ekwipunku musiał zamówić u specjalistów. Wykuwaniem mieczy zajmują się kowale, płatnerze wykonują zbroje i tarcze.

Rzemieślnicy reklamują się na turniejach, które odbywają się od kwietnia do października w całej Polsce, a rycerze prowadzą własne nieformalne rankingi wykonawców uzbrojenia. Rynek zbytu wciąż się powiększa – w internetowym spisie, zamieszczonym na popularnej w tym środowisku stronie www.bagrit.pl, zarejestrowało się już blisko pół tysiąca bractw.

Grupy rekonstrukcyjne to nie tylko miłośnicy średniowiecznego rycerstwa.– Na ostatnim zlocie Moto Weteran Bazar w Łodzi mieliśmy stoisko między Księstwem Warszawskim a wojskami Układu Warszawskiego – śmieje się Paweł Ajdacki z Grupy Rekonstrukcji Historycznej Front Wschodni. – Nie ma chyba epoki, która nie byłaby odtwarzana, począwszy od czasów legionów rzymskich.

Paweł pracuje w otwockiej Straży Miejskiej, kieruje też miejscowym oddziałem PTTK. Kilka lat temu, kiedy grupa miłośników starych fortyfikacji odkopała niemieckie bunkry w pobliżu Dąbrowieckiej Góry, między Otwockiem a Celestynowem, wpadł na pomysł, aby zorganizować tam imprezę przypominającą historię umocnień.

W 2004 r. odbył się tu pierwszy Piknik Forteczny, a w ubiegłym roku był to już duży zlot grup rekonstrukcyjnych, który w niedostępnym miejscu w środku lasu zgromadził 3,5 tys. widzów. W odrestaurowanych bunkrach prezentowano historyczne zdjęcia, mapy i sprzęt wojskowy, odbyła się też inscenizacja walk.

Zainteresowanie II wojną światową zaowocowało publikacją „Przedmoście Warszawa”, w której Paweł Ajdacki opisał historię umocnień wokół stolicy, oraz założeniem własnej grupy rekonstrukcyjnej.

– Odgrywamy pilotów niemieckiej Luftwaffe, konkretnie grenadierów Dywizji Hermann Göring, którzy walczyli na tym terenie. Po dokonaniu niewielkich zmian w umundurowaniu możemy też odtwarzać 30. Pułk Piechoty AK, który w powstaniu warszawskim zdobył na Mokotowie budynek kwatermistrzowski i dzięki temu walczył w takich właśnie mundurach – opowiada założyciel grupy.

Paweł Ajdacki słyszał o pretensjach wysuwanych niekiedy pod adresem grup odtwarzających żołnierzy hitlerowskich, sam jednak tylko raz się z nimi spotkał. Podczas Pikniku Fortecznego starszy mieszkaniec jednej z okolicznych miejscowości nie mógł zrozumieć, że to tylko zabawa.

Grupy rekonstrukcyjne mają jednak w swoich statutach absolutny zakaz głoszenia i popierania ideologii totalitarnych, a ich działalność jest coraz bardziej doceniana ze względu na znaczenie edukacyjne.

– Swoją wiedzę o czasach II wojny światowej ludzie czerpali często z takich źródeł jak „Czterej pancerni”, gdzie każdy Niemiec był esesmanem. Podczas imprez mamy okazję pokazać, jak naprawdę wyglądało wojsko z tego okresu, czym mundury Wehrmachtu różniły się od mundurów SS, co stanowiło wyposażenie żołnierza – wspomina założyciel Frontu Wschodniego.

Wcielanie się w żołnierzy z pierwszej połowy XX wieku to także kosztowne hobby. Kompletne umundurowanie niemieckiego żołnierza można kupić za 3 tys. zł, ale to dopiero początek wydatków. – Wiadomo, że zaczyna się od najtańszej wersji złożonej często z zamienników produkowanych współcześnie. A potem, w miarę jak przybywa doświadczenia i środków, dokupuje się dodatki, wymienia elementy wyposażenia – wyjaśnia Paweł Tywoniuk z Frontu Wschodniego.

Oryginalne bywają głównie dodatki – pasy, klamry, hełmy, chlebaki, manierki. Czasem trafi się płaszcz, ale spodnie i bluzy raczej nie zachowały się do naszych czasów w stanie, który pozwalałby na ich użytkowanie. Same mundury zamawia się więc u wyspecjalizowanych krawców. Niezłą renomę ma w środowisku poznańska firma Hero Collection, szyjąca m.in. dla służb mundurowych, ale i na potrzeby filmów historycznych.

– Największy problem jest z bronią, bo polskie przepisy nie są przyjazne dla miłośników militariów. Słyszałem o prokuratorze, który zatrzymał przesyłkę z replikami starych karabinów, twierdząc, że to przerzut uzbrojenia dla mafii – z niedowierzaniem kręci głową Paweł Ajdacki.

Najcenniejsze dla miłośników historii są oczywiście egzemplarze prawdziwej broni. O ich pochodzeniu oficjalnie się nie mówi, ale wiadomo, że handlujący nimi w Internecie lub na giełdach staroci wykopują je zwykle w lasach. W odrestaurowanie przeżartego rdzą karabinu trzeba włożyć mnóstwo pracy. Drewniane elementy butwieją w ziemi, skórzane pasy trzeba dokupić, zamki i lufy rozpadają się przy lekkim dotknięciu. Z takiej broni, pozbawionej oczywiście cech bojowych, można być jednak dumnym. Mniej wytrwałym pozostają repliki, np. parabellum za 400 – 500 zł.

Rosnące zainteresowanie historią pozwala grupom rekonstrukcyjnym gromadzić fundusze na swoją działalność. Nie każdemu dane jest od razu zagrać w filmie, ale pojawiają się też inne możliwości.– Naszymi pokazami walk rycerskich zainteresowane są ośrodki kultury, gościmy też na imprezach firmowych – mówi Paweł Sławski z Chorągwi Zaciężnej Trzy Miecze. – Jeśli zaproszeń jest dużo i pojawiają się w miarę regularnie, można dzięki pokazom zarobić na sprzęt i wyjazdy na turnieje.

Zbroja rycerska z mieczem – 1,7 – 5 tys. zł

Namiot (pawilon rycerski) – 5 tys. zł

Mundur niemiecki (spodnie i bluza) – 1 tys. zł

Hełm z czasów II wojny światowej – 300 zł

Furażerka – 60 zł

Pas – 100 zł (dodatkowo klamra za 40 zł)

Pistolet parabellum z kaburą (replika) – 400 – 500 zł

Niedzielne przedpołudnie w mokotowskim parku Morskie Oko. Zaciekawieni emeryci z pieskami i rodziny z dziećmi przystają, słysząc szczęk mieczy. – Głowa, noga, bok! – instruuje młodego adepta fechtunku rycerz w groźnie wyglądającej zbroi. Na trawniku odbywa się właśnie trening Chorągwi Zaciężnej Trzy Miecze.

– Spotykamy się tu co tydzień. Większość rycerzy to informatycy i księgowi, więc żeby utrzymać kondycję potrzebną do udziału w turniejach, musimy często trenować – opowiada Paweł Sławski, herbu Szeliga.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali