[b]Rz: Co, pana zdaniem, sprawiło, że ten młody, zaledwie pięcioletni festiwal zdobył już popularność i znaczenie?[/b]
Krzysztof Ked Olszewski: Wybraliśmy konwencję, której nie ma żadna inna impreza: coroczny festiwal interdyscyplinarny. W polskich warunkach jest to nowość, bo projekty w Poznaniu, Bielsku-Białej czy Łodzi, skierowane do podobnej grupy widzów, odbywają się co dwa, trzy lata. Kolejna oryginalność naszego przedsięwzięcia polega na tym, że każda następna edycja podejmuje inne zagadnienie w sztuce. Pierwsze dwie były poświęcone fotografii, natomiast od trzeciej postanowiliśmy nie skupiać się na jednym medium. Zawsze konfrontując nasze doświadczenie z tym, co się dzieje na świecie. Dotychczas zajmowaliśmy się takimi pojęciami, jak pamięć, sacrum – profanum. Teraz rozpatrujemy kolejne: przestrzeń.
[b]Pojęcia, które stanowią motyw przewodni poszczególnych edycji, są bardzo pojemne i wielowymiarowe. Czy konfrontujecie je ze stałą grupą artystów?[/b]
Każdy projekt jest dla nas jak narodziny nowego dziecka, któremu trzeba nadać imię i urządzić pokój. Jest więc nie tylko nowy zestaw artystów, ale też nowe logo projektu, nowi goście. Nasi widzowie przyzwyczaili się do tej różnorodności i oczekują jej również w tym roku.
[b]W piątej edycji poprzeczka zawisła szczególnie wysoko, skoro udało się wam zaprosić Petera Greenawaya…[/b]