Bez papki i szczebiotania

O ilustracjach dla najmłodszych: Inteligencja dziecka jest niezgłębiona, ogromna. Rysując dla nich, nie stosuję żadnych uproszczeń ani rozmiękczeń. Nie słucham rad psychologów, którzy próbują określić, co jest dla dzieci przyswajalne, a co nie – mówi Józef Wilkoń

Publikacja: 06.05.2009 03:10

Bez papki i szczebiotania

Foto: Rzeczpospolita, Darek Golik DG Darek Golik

[b]Rz: Czy można dziś mówić o powrocie polskiej ilustracji dziecięcej?[/b]

Józef Wilkoń: Wydawałoby się, że tak. Parę lat temu dzięki inicjatywie kilku młodych kobiet, zazwyczaj mam, powstały małe ambitne wydawnictwa. Ich starania, by wydawać książki z ilustracjami rodzimych twórców, sprawiły, że powiało optymizmem. Dało się zauważyć kilka nowych nazwisk dobrze rokujących na przyszłość.

Ja też zacząłem odczuwać pewną satysfakcję z tego, że coś drgnęło na rodzimym rynku. Pojawiły się reprinty moich starych książek, przychodziły zamówienia na nowe. Na dniach ukaże się „Kocia kołysanka” – bajka mojego autorstwa.

A jednak, obradując w jury ostatniej edycji konkursu na najpiękniejszą książkę roku (organizatorem jest Polskie Towarzystwo Wydawców Książek – red.), z przerażeniem stwierdziliśmy, że nie ma kogo nagrodzić.

[b]Może to tylko słabszy rok?[/b]

Mam taką nadzieję. A może nie wszystkie dobre książki powstałe w ubiegłym roku nadesłano na konkurs? Lepiej myśleć, że to niepełny obraz sytuacji.

[b]Co pan sądzi o twórczości młodszych, nagradzanych dziś artystów: Marty Ignerskiej, Moniki Hanulak, Grażki Lange czy Pawła Pawlaka?[/b]

Mamy sporo talentów. Może nie są to osoby najmłodsze, z pewnością jednak o pokolenie młodsze ode mnie i moich kolegów. Chcę tu powiedzieć o pięknych książkach Marysi Ekier, Agnieszki Żelewskiej, Elżbiety Wasiuczyńskiej, Pawlaka. Dobrze, że pojawił się Piotr Fąfrowicz. To grupa, która zapowiada jakieś odrodzenie. Czemu jest nieliczna? Nie wiem. Prawdopodobnie problem tkwi w tym, że na wydawanie dobrych artystycznie książek ciągle porywają się tylko wydawnictwa małe. Ale nie są w stanie udźwignąć zbyt wielu nowych wydań w ciągu roku. Wielkie oficyny zaś w większości bazują ciągle na wykupionej licencji. Kupują gotowy produkt z zagranicy, opatrują go polskim tłumaczeniem i już. To bajki, które pod względem grafiki, urody, jakiejś doniosłości, są trzecio-, a nawet czwartorzędne.

[b]Zastanawiał się pan, dlaczego tak kocha się pana ilustracje w Japonii? Odniósł pan tam ogromny sukces.[/b]

To wysiłek jednej kobiety! Założyła wydawnictwo, które opublikowało w Japonii ponad 30 książek z moimi ilustracjami. Towarzyszyła im szeroka promocja, zorganizowano mi trzy indywidualne wystawy, biennale ilustracji firmowane moim nazwiskiem, muzea mają ok. 300 moich prac itd. Zrobiła się z tego duża sprawa, ale o wszystkim zadecydował jak zwykle w życiu przypadek: jakimś cudem pewna prężnie działająca pani gdzieś, kiedyś natknęła się na moje ilustracje i one jej się spodobały.

[b]Wyznał pan kiedyś, że pana ambicją jest uchwycenie ruchu i charakteru ilustrowanego zwierzęcia jednym pociągnięciem pędzla. W przypadku rzeźby – dwoma pociągnięciami piły i kilkunastoma ciosami siekiery. To celowe komponowanie według „praw widzenia” dziecka?

Upraszczanie formy, geometryzowanie jej tak, by postacie przypominały te z dziecięcych rysunków?[/b]

Niekoniecznie. Bardzo chcę i staram się, by moja twórczość była błyskawicznie odbierana, błyskawicznie interpretowana. Ruch narzędzia, ruch pędzla powinien być zdecydowany, czytelny. Gdy pracowałem w technikach wodnych, okazało się, że duża ilość koloru, tuszu przy umiejętnym położeniu i zmieszaniu plus cudowne uczestnictwo przypadku – dały ciekawe efekty, które złożyły się na „wilkoniowaty” styl. Z pewnością wpisuję się tą twórczością w taszyzm, czyli kult plamy. Pierwszą tak „rozmalowaną” książką była bajka Bechlerowej „O kotku, który szukał czarnego mleka”. Udało mi się tu przy jednym pociągnięciu szerokiego pędzla oddać całą kocią sylwetkę, jej grację i ruch. Jednocześnie zawsze imponowały mi w tradycji kultury, np. japońskiej, malarskie rozwiązania polegające na perfekcyjnym zapisie decyzji ręki.

I tak po okresach rozbuchania i dynamiki w pracy następowało uspokojeniei robiłem rzeczy bardzo wypracowane, nawiązujące do drzeworytu lub naśladujące technikę gobelinową. „Gobelinowy” efekt udawało się uzyskiwać m.in. dzięki papierowi do pakowania cukru, który kiedyś można było kupić w wielu spożywczych sklepach. Miał prześliczną fakturę.

[b]Jest jakaś różnica pomiędzy ilustrowaniem dla dzieci i dla dorosłych?[/b]

Z dorosłym można prowadzić intelektualny dialog. Ma już obeznanie w kulturze, sztuce, można mu więc coś cytować, sugerować. I szanować urodę słowa, czyli nie interpretować dosłownie tekstu, ale obrazem dopowiadać. Natomiast wrażliwość i inteligencja, podkreślam, inteligencja dziecka jest niezgłębiona, ogromna. Nie stosuję więc, tworząc dla nich, żadnych uproszczeń ani rozmiękczeń. Nie słucham rad psychologów i innych specjalistów, którzy próbują określić, co jest dla dzieci przyswajalne, a co nie. Robienie dla najmłodszych jakiejś specjalnej, lekkostrawnej, artystycznej papki jest fałszem. Dzieci są wrażliwe i nie zasługują na celowe infantylizowanie treści. To wręcz szkodliwe! Podobnie jak językowy szczebiot. One tego nie lubią. Wielokrotnie obserwowałem je na różnego rodzaju plastycznych warsztatach. Trudne technicznie zadania je fascynują, cenią normalne, zwyczajne rozmowy. Pracując dla dzieci, myślę przede wszystkim o tym, czy ja jestem zadowolony ze swojej pracy, czy wykonałem swoje zadanie dobrze.

Jeśli czuję, że tak, wówczas uwiodę jednocześnie dziecko i dorosłego.

[i]Józef Wilkoń, historyk sztuki, rysownik, ilustrator, malarz, rzeźbiarz, scenograf, projektant gobelinów. Autor ilustracji i szaty graficznej do prawie 200 książek wydanych w Polsce i na świecie. Od kilku lat tworzy „ilustracje przestrzenne”, czyli formy rzeźbiarskie, na ogół przedstawiające zwierzęta. „Przez zwierzęta wyrażam ludzkie sprawy”, wyjaśnia. Tak powstaje i rozrasta się bestiarium zwane też arką Wilkonia (pokazywane m.in. w stołecznej Zachęcie). [/i]

[ramka]Z ilustracjami polskich mistrzów

? „O malarzu rudym jak cegła” i „Baśń o królu Dardanelu” tekst i il. Janusz Stanny, wyd. Wytwórnia

? „Wilczek” Gerda Wagener, il. Józef Wilkoń, wyd. Tatarak

? „Joachim Lis detektyw dyplomowany” Ingemar Fjell, il. Teresa Wilbik, wyd. Dwie Siostry

? „Babcia na jabłoni” Mira Lobe, il. Mirosław Pokora, wyd. Dwie Siostry

? „Miłość do trzech pomarańczy” Carlo Gozzi, il. Elżbieta Gaudasińska, wyd. Grimm Press

? „Kocur mruży ślepia złote”, tekst i il. Maria Ekier, wyd. Hokus-Pokus

? „Androny” Jan Brzechwa, il. Bohdan Butenko, wyd. Prószyński i S-ka

? „Jajuńciek” tekst i il. Paweł Pawlak, wyd. Muchomor

[b]Rz: Czy można dziś mówić o powrocie polskiej ilustracji dziecięcej?[/b]

Józef Wilkoń: Wydawałoby się, że tak. Parę lat temu dzięki inicjatywie kilku młodych kobiet, zazwyczaj mam, powstały małe ambitne wydawnictwa. Ich starania, by wydawać książki z ilustracjami rodzimych twórców, sprawiły, że powiało optymizmem. Dało się zauważyć kilka nowych nazwisk dobrze rokujących na przyszłość.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"