Był wszechstronnie utalentowany, miał cięte pióro, rymy układał łatwo. Jego rysunki z natury, portreciki, a zwłaszcza celne karykatury już w czasach nauki w Liceum Warszawskim wzbudzały podziw. Podobnie zresztą jak nieprzeciętne zdolności aktorskie. W latach późniejszych docenił je nawet Balzac, który bywał widzem na amatorskich przedstawieniach urządzanych w posiadłości George Sand w Nohant.
Tę otwartość na różne dziedziny sztuk Chopin wyniósł z domu. W warszawskim salonie rodziców co czwartek spotykali się przecież zarówno najznamienitsi przedstawiciele polskiego oświecenia, jak i młodzież hołdująca nowym, romantycznym prądom.
Spośród nich młody Fryderyk najbardziej polubił Maurycego Mochnackiego, z którym stworzył nawet fortepianowy duet, ale cenił go przede wszystkim za „niesłychaną żywość, rozum, fantazję w mowie”.
Również w czasach paryskich jego przyjaciółmi bywali najwybitniejsi twórcy epoki. Tak sławne nazwiska jak Rossini, Berlioz, Liszt czy Delacroix przewijają się zatem przez czwarty tom chopinowskiej kolekcji „Rz”, który ma tytuł „W sidłach sztuki”.
Chopin podziwiał Norwida i Zygmunta Krasińskiego, mniej cenił natomiast Słowackiego, uważając, że „Pegazy cudze za ogon chwytając, chce się na Parnas wpakować”. Najbardziej zaś skomplikowane stosunki łączyły go z Adamem Mickiewiczem, o którym pisał, że „to wielki duch i tęga głowa”. A jednak nie potrafił się z nim zaprzyjaźnić. Zresztą i nasz wieszcz często słuchał gry Chopina, ale pozostawał wobec niej obojętny.