Nadzieje, że Roku Chopinowskim objawi się jakiś młodszy kolega Rafała Blechacza, wyraźnie zmalały już po wiosennych eliminacjach do konkursu. Z 24 chętnych Polaków jury pozytywnie oceniło siódemkę; dla porównania z 17 Rosjan przez eliminacyjne sito nie przebrnęła jedynie piątka. U nas apetyty są ciągle większe aniżeli możliwości, zarówno wśród pianistów, jak i ich pedagogów. Potwierdza to również przebieg obecnej rywalizacji konkursowej.
Jedną z podstawowych dolegliwości Polaków można określić jako pianistykę zadaniową, ta choroba od dawna szerzy się w naszych akademiach, a zwłaszcza w warszawskim Uniwersytecie Muzycznym. Kiedy w pierwszym etapie zagrała na przykład 22-letnia Joanna Różewska, miało się wrażenie, że za jej plecami stoi profesorka i nieustannie wydaje polecenia: wzmocnij lewą rękę, teraz zaznacz akord, przyspiesz, zwolnij, zrób pauzę.....
To jest granie od polecenia do polecenia, ważne stają się jedynie kolejne postawione przez pedagoga zadania. Przy nich płynność narracji oraz umiejętność zaciekawienia słuchacza schodzą na dalszy plan. Kiedy w 20 minut po Polce tę samą Balladę g-moll zagrała Japonka Yuma Osaki słuchaliśmy zupełnie innego utworu o długich frazach i w bardzo osobistej interpretacji.
Polacy czują się też często przytłoczeni chopinowskim dostojeństwem. W 2005 roku 17-letni Jacek Kortus, który dotarł aż do finału, grał z młodzieńczą radością, czasem wręcz naiwnością. Teraz, o pięć lat starszy, gdzieś ją zagubił. Jego pianistyka stała się bardziej solidna, warsztatowo dojrzalsza, co jednak nie znaczy, że ciekawsza. Za mało w niej osobistego tonu, zabija go troska o to, by nie zgubić chopinowskiej tradycji.
Podobnie zaprezentował się też Polak o syryjskich korzeniach, 24-letni Fares Marek Basmadji, choć to przecież pianista muzykalny i chyba obdarzony dużą wrażliwością. Dlaczego zatem nie chce jej w pełni ujawnić? Wciąż nie wiemy, jakie interpretacje będą preferować jurorzy, ale codziennym przesłuchaniom kolorytu dodają uczestnicy poszukujący, nawet jeśli zdarza się im popełniać błędy. Nie ustrzegł się kilku wpadek w scherzu b-moll 23-letni Paweł Wakarecy, ale starał się nadać temu utworowi własną dramaturgię. Potrafił też zbudować nastrój w Nokturnie Es-dur.