Tak jak mówi Mazolewski, płyta rzeczywiście brzmi przez duże „B”. Selektywnie, przestrzennie, bardzo akustycznie i naturalnie – wrażenie słuchania muzyki granej na żywo jest idealne. A to ważne, bo zarówno pod względem samych utworów, jak i metody pracy nad nimi Mazolewski zamierzał nawiązywać do klasycznych mistrzów jazzu połowy lat 60.: Davisa, Mingusa, Coltrane’a. Analogowe sprzęt, taśmy, nagrywanie na żywo... Tak, żeby wkładając płytę do odtwarzacza, niemal słyszało się trzask winylu.
– Inspiracje były różne: przyroda, ojcostwo, Edward Dwurnik, a nawet Rage Against The Machine – przyznaje Wojtek. – Ale jeśli chodzi o produkcję i brzmienie, to inspiracje są bardziej klasyczne. Chciałem uzyskać nagranie przypominające klimatem „A Love Supreme” Coltrane’a lub „Kind Of Blue” Davisa. W pełni analogowe jazzowe granie na „setkę”.
[srodtytul]Akcja w klamrach[/srodtytul]
Produkcyjnie udało się to Mazolewskiemu w stu procentach. Muzycznie tak do końca udać się nie mogło. Dlaczego? Ot, choćby z tego powodu, że pianistka kwintetu Joanna Duda wychowała się na płytach Michaela Jacksona i Jamiroquaia, a sam Mazolewski z największą przyjemnością słucha geniuszy pogranicza elektronicznej awangardy i muzyki współczesnej, brytyjskiego Autechre. Choć zespół bardzo stara się tchnąć w swoje dźwięki ducha improwizacji lat 60., wrażliwość muzyków ukształtowały już inne czasy – ich granie jest na wskroś nowoczesne, choć nieźle stylizowane.
To oczywiście żaden zarzut. Przeciwnie. Sięgnięcie po dawną konwencję i zagranie jej po nowemu daje znakomity efekt. Jak choćby w „Populacji sikorek” – pięknie rozplanowanej kompozycji, w której mimo posmaku fusion ważniejsza okazuje się dramaturgia niż swobodna improwizacja. Albo w „Newcomer”, gdzie zaledwie kilka ostrych akcentów fortepianu Dudy nadaje klasycznej improwizacji posmaku współczesnego minimalizmu, by po chwili przerodzić ją w jazzrockową kanonadę, jakiej nie powstydziliby się np. Mahavishnu Orchestra, gdyby oczywiście byli muzycznymi ascetami.
Zresztą Duda okazuje się tu postacią niemal równie ważną jak Mazolewski. Nie tylko dlatego, że jest, mimo młodego wieku, zupełnie dojrzałym wirtuozem. Ale też dlatego, że potrafi samodzielnie nadać płycie z jednej strony coś z melodyki romantycznej muzyki klasycznej, z drugiej – szczyptę ostrego, nieprzewidywalnego grania free.