Czytanie Bernharda jest jak podróżowanie po wielkim kraju, takim jak na przykład Rosja. Za każdym razem można zobaczyć coś zupełnie nowego. Dlatego myślę, że jego literatura nie zestarzeje się tak szybko. Każde następne pokolenie będzie mogło z niego wydobyć jakieś elementy dla siebie.
Ciągle jeszcze nie do końca zgłębiliśmy, co pozostawił nam Bernhard. W Austrii jego książki czytane są jako pamflet na austriackość, charakterystyczny dla tego narodu sposób rozumienia historii czy – nieustannie podważany przez autora „Wymazywania" – system wartości. Możemy skorzystać, interesując się stosunkiem Bernharda do religii, zwłaszcza katolicyzmu, i wszystkiego, co dotyczy kultury i zjawisk społecznych. Możemy pójść drogą jego odczuwania i przeżywania procesu pisania. Zapytać, jakie zakłamania tkwią w naszej tradycji i w naszych literackich postawach i pre-instalacjach. Jego pisarstwo rozgrywa się w bezkresnej krainie, która dotyczy człowieka i jego doświadczenia z Drugim, wszystkich tych nieporozumień, które zachodzą pomiędzy jednostkami a społeczeństwem, nieumiejętności jednostki z samopoznaniem, kłopotów z samym sobą.
Każda z książek Bernharda zawiera wiele światów. Każda jest monologiem inicjującym nową perspektywę. Z jednych monologów rodzą się inne. Można powiedzieć, że są zbudowane niczym cebula... Tworząc teatr na podstawie Bernharda, jest się najczęściej skazanym na pozostawanie tylko w jednej warstwie tej cebuli, nie do końca zdając sobie sprawę, jak daleko jest do środka. Tak jak na przykład w „Kalkwerku", gdzie wypowiedzi bohaterów powołują się na centralną postać, która z kolei opowiada o czymś innym, o innych zdarzeniach. Prawda w klasycznym rozumieniu tego słowa ostatecznie zostaje u Bernharda zanegowana: prawda jest tam, gdzie w tej chwili jesteśmy, wynika z perspektywy, z której w danej chwili patrzymy. Perspektywa może w każdej chwili ulec zmianie.
Nie zgadzam się ze zdaniem, że Bernhard jest twórcą pesymistycznym. On jest – jak czasem zresztą sam siebie określał – twórcą negatywnym. W odróżnieniu od klasycznych pesymistów, takich jak Kafka, którego świat pozbawiony nadziei był w jakiś sposób skazany na zagładę, Bernhard nie mówi o nadziei, czy o jej braku... Jego atak jest subiektywny. Niekoniecznie musimy przyjmować perspektywę mówiącego... Słuchając tego głosu poety przesady bynajmniej nie jesteśmy zmuszeni do przyjęcia jego wizji, bo na równi jesteśmy rozbawieni i przedstawionym światem, i głosem, który go tak przedstawia. Mówiący zwraca się do nas gwałtownie, kategorycznie, można powiedzieć, że tyranizuje nas do tego stopnia, że musi w nas wywołać osobliwy rodzaj oporu... jak ostro podświetlony negatyw budzi w oku obraz pozytywu. Już sama owa energia monologu nie jest pesymistyczna, ale zdradza instynkt życia, pasję walki i humor.
Jest kilka książek Bernharda, od których odpadłem i do dziś nie udało mi się do nich powrócić. Dobrym tego przykładem jest „Gehen". Tytuł ten znaczy tyle co „iść" i rzeczywiście „Gehen" ma w sobie coś takiego, za czym można pójść. Wielu jest też fanów tej książki mówiących, że jest najlepszym, najbardziej szalonym spośród dzieł Bernharda – ja jednak nie do końca potrafię za nią podążyć. Może jeszcze nie przyszedł dla mnie moment na tę książkę – może docenię ją należycie dopiero za jakiś czas.