Jacek Marczyński
Był Niemcem, najważniejsze lata życia spędził w Berlinie, ale pozostawał pod silnym wpływem muzyki włoskiej. A jednak z jego kompozytorskiego dorobku do dziś przetrwały nie liczne opery pisane według neapolitańskich wzorów, ale surowa kantata pasyjna „Der Tod Jesu".
Działający w pierwszej połowie XVIII w. Carl Heinrich należał do muzycznej rodziny Graun, kompozytorami – i to nie najgorszymi – byli także jego dwaj bracia. Z jednym z nich, starszym o dwa lata Johannem Gottliebem, uczył się w tej samej szkole w Dreźnie i na Uniwersytecie w Lipsku. Razem też odbyli potem podróż do Pragi, gdzie doskonalili umiejętności muzyczne, ale i występowali.
Artysta pruskiego króla
Z operą Carl Heinrich Graun zetknął się zapewne jeszcze w okresie nauki, kiedy to śpiewał w chórze na dworze Augusta II Mocnego Sasa. Pierwsze własne opery komponował już pod koniec lat 20. XVIII w., potem jedną z nich napisał w Brunszwiku na uroczystość zaślubin arcyksięcia Fryderyka pruskiego, późniejszego króla Fryderyka II. Władca docenił muzyczny podarunek i uczynił Grauna kapelmistrzem swojego zespołu. A po koronacji zabrał do Berlina, gdzie wyznaczył mu 2 tysiące talarów rocznej pensji (to były wówczas duże pieniądze) oraz powierzył zadanie utworzenia teatru operowego.
Kompozytor misję wypełnił, nowy gmach w Berlinie uroczyście otwarto w 1742 r. premierą dzieła o Cezarze i Kleopatrze z udziałem ściągniętych z Włoch śpiewaków, skomponowanego oczywiście przez Carla Heinricha Grauna. W następnych latach – aż do śmierci w 1759 r. – stworzył kolejnych kilkadziesiąt. Wszystkie według podobnego schematu: z długimi recytatywami i ariami bogato zdobionymi koloraturami. Tematy zawsze zatwierdzał król, nierzadko sam też pisał libretta.