I co? Szok? Przerażenie?
Zdecydowanie tak. Ze spokojnego Paryża zostałem przeniesiony w świat niewyobrażalnej tragedii. Dla mnie był to też szok osobisty, wychowałem się na kulturze i mitach amerykańskich, na kreskówkach Disneya, komiksach, filmach z dzielnymi kowbojami i biednymi Indianami. Co więcej, z domu wyniosłem przekonanie, że Ameryka jest gwarantem światowego ładu i pokoju.
Postanowił pan oddać jej hołd swoją symfonią?
Są w niej odniesienia do kompozytorów amerykańskich, do muzyki filmowej. "September Symphony" ma też akcenty dramatyczne, przede wszystkim w drugiej części. Jednak po koncercie na MIDEM w Cannes usłyszałem opinie, że te fragmenty mają charakter radosny. To dowód, że kompozytor nigdy nie przewidzi, jak jego utwór odbiorą słuchacze. Dobrze jest jednak w ten sposób weryfikować własne zdanie o swojej twórczości. W przypadku "September Symphony" rozbieżność odczuć wynika też z odmiennego podejścia do tragedii. My, Polacy, szukamy czegoś, co pogłębi nas w nastroju żałobnym, Amerykanie tego, co utwierdzi ich w myśleniu pozytywnym. Oni nie rozpaczają, tylko biorą się do roboty.