Stanley Tucci – niewysoki, łysiejący brunet o przenikliwym spojrzeniu – należy do grona najwszechstronniejszych amerykańskich aktorów. Do tej pory obsadzany był jednak w rolach drugoplanowych, które nie zawsze pozwalały mu zaprezentować talent i umiejętności. Gwiazda Tucciego, który za dwa miesiące kończy 51 lat, w pełni mogła rozbłysnąć dopiero teraz.
Z życia gwiazd - czytaj więcej
– Zawsze wyglądałem na więcej lat, niż naprawdę miałem – śmieje się Tucci. – No cóż, kiedy człowiek traci bujną czuprynę... Chyba dlatego ominęły mnie role amantów.
Nie wydaje się, żeby akurat za postaciami tego rodzaju tęsknił.
– W mojej pracy najważniejsza jest szczerość: wobec widza i wobec bohatera, którego się gra – powiedział w jednym z wywiadów. – Typ bohatera, czarny charakter czy amant, to sprawa drugorzędna. Nie wyobrażałem sobie na przykład, że mógłbym zagrać seryjnego mordercę i pedofila. Wydawało mi się to tak trudne psychicznie, tak odrażające, że naprawdę długo wahałem się przed przyjęciem roli George'a Harveya w „Nostalgii anioła". Ale scenariusz mnie przekonał. Miałem uwiarygodnić tę postać – to było wyzwanie i podjąłem się go.