Pana ostatni film "Hugo i jego wynalazek" jest dla widzów zaskoczeniem. Martin Scorsese i kino familijne w 3D?!
Martin Scorsese:
Książka Briana Selznicka ogromnie spodobała się mojej najmłodszej córce, która ma 12 lat. Ja też w tej opowieści o samotnym chłopcu znalazłem coś, co pamiętam z dzieciństwa. Jako astmatyk, który stale miewał ataki duszności, skazany byłem na izolację. Nie mogłem grać z kolegami w piłkę, więc wędrowałem w świat wyobraźni. Miałem małe urządzenie, do którego wkładałem slajdy z kwiatami, zwierzętami, lalkami, obrazkowymi historyjkami. To było moje pierwsze 3D. Potem, w latach 50. zaczęły powstawać filmy w technice stereoskopowej. Nie najlepsze, ale doświadczenie trójwymiaru fascynowało mnie. Te okulary, głębia, magia... Po latach, już jako dojrzały reżyser, znów doznałem olśnienia dzięki Jamesowi Cameronowi i jego "Awatarowi". A "Hugo" wydawał mi się znakomitym tematem dla 3D. Postanowiłem go zrobić w prezencie dla córki, ale i dla siebie. Każdy artysta powinien walczyć, by zachować w sobie odrobinę dziecięcej fantazji. Zapomnieć czasem o odpowiedzialności, pieniądzach i dać się ponieść wyobraźni.