W stylu retro byłam pierwsza

Anna Dąbrowska o tym, że warto stawiać na swoim, o dzieciństwie z MTV i nowej płycie „Bawię się świetnie"

Aktualizacja: 22.10.2012 10:50 Publikacja: 22.10.2012 03:30

Anna Dąbrowska: Z sentymentem wspominam czas stylizowania się na lata 60.

Anna Dąbrowska: Z sentymentem wspominam czas stylizowania się na lata 60.

Foto: Wytwórnia Jazzboy, Szymon Brodziak Szymon Brodziak

Rz: Najnowszy album „Bawię się świetnie" jest pierwszym wydanym bez kontraktu z dużym koncernem. Nareszcie czuję się pani wolna?

Zobacz na Empik.rp.pl


Anna Dąbrowska:

Płytę wydał Jazzboy. To firma niemalże rodzinna, ale nie jestem w jej zarządzie tak jak mój facet. Poza tym, jak wiadomo, z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Kiedyś musieliśmy grać razem przeciwko wydawcom, teraz spieramy się między sobą. Często mamy odmienne zdania. Jeśli chodzi o moje piosenki – nie odpuszczam. Na szczęście dochodzimy do kompromisów i wszystko zostaje w rodzinie.

W nowych piosenkach więcej jest akustycznych, folkowych aranżacji, przypominają płyty Led Zeppelin.

Boże, nawet nie wiem, czy je znam! Do nowych nagrań nie mam jeszcze dystansu, a już nie mogę ich słuchać. Teraz wolę moją drugą płytę „Kilka historii na ten sam temat", choć kiedy wychodziła, też miałam jej dość. Atutem nowego albumu są teksty, chociaż do końca nie wiedziałam, o czym będę pisać. Potem się przekonałam, że piosenki są o przemijaniu.

Strasznie jest pani stara!

Trzydziestka to dla kobiety etap najtrudniejszy.

Przy dzisiejszych technologiach...

Ale trzydziestka zamyka młodość. Jestem już matką. Jedynymi okazjami do prowadzenia nocnego trybu życia są wyjazdowe koncerty. Żyję w ascezie. Chodzę spać o godzinie 22. Ale mam za to więcej zapału do pracy niż kiedyś, gdy czasu było dużo, ale przeciekał przez palce. I o tym też jest ten album. Na szczęście nikt mnie nie pyta o kaca, o którym śpiewam w „Bawię się świetnie".

Zarówno po „Idolu", jak i w relacjach z pani byłym koncernem fonograficznym, potrafiła pani postawić na swoim.

Po pierwszym kontakcie z show-biznesem przekonałam się, że mam alergię na punkcie wszelkich prób narzucania mi zdania. Nawet w rozmowach z moim facetem mówię często: „Próbujesz mną manipulować!". Jestem na to wyczulona. No, może z wiekiem to mi przechodzi.

Pani druga płyta „Kilka historii na ten sam temat" trafiła na pół roku do muzycznej zamrażarki. Sony/BMG nie chciało jej wydać.

Szefowie firmy uznali, że płyta jest nazbyt ambitna. Ich zdaniem powinnam pójść tropem sprawdzonych piosenek: „Tego chciałam" i „Charlie Charlie". Poproszono mnie o nagranie dwóch hitów. Nie zgodziłam się, przekonywałam, że następuje zmiana na rynku i nie trzeba za wszelką cenę naginać się do poziomu głupawych piosenek granych przez radio. Nie mogliśmy dojść do porozumienia. Gdy zmieniłam mój kontrakt, zrobiło się nerwowo i nieprzyjemnie. Czekając na wieści z Sony/BMG, zajmowałam się próbami, ogrywałam nowy materiał. Nie bałam się o przyszłość, bo byłam pewna, że płyta jest dobra. Wtedy na rynku doskonale radzili sobie Krzysztof Kiljański, Maria Peszek i Kaśka Nosowska, których oferta nie była banalna. W końcu stanęło na moim. Podpisaliśmy z Sony/BMG nowy kontrakt, a na singla wybraliśmy piosenkę „Trudno mi się przyznać". Płyta sprzedała się w 50 tysiącach egzemplarzy i wszyscy byli zadowoleni.

Po pani sukcesie kolejny w tym stylu odniosła Ania Rusowicz.

W stylu retro byłam pierwsza! Wskoczyłam do wygodnej szuflady. Musiałam się do niej przyzwyczaić, a w pewnym momencie, nawet zjeść własny ogon.

Kiedy wtedy rozmawialiśmy, niektórych klasycznych dziś wykonawców pani nie znała, choćby Bemibek.

To prawda. Nie słuchało się u mnie w domu muzyki, nikt nie był umuzykalniony, ukształtowała mnie popowa sieczka z MTV. Dopiero w Warszawie odkrywałam dawne gwiazdy. Największym wokalnym objawieniem był dla mnie Otis Redding, muzycznym Marvin Gaye.

Czy płyta „Ania Movie" z klasycznymi przebojami filmowymi to był ruch na przeczekanie?

Płyta pojawiła się z powodu braku innych pomysłów. Potrzebowałam czasu, żeby się nad sobą zastanowić. Jak zaczęliśmy już nagrania, chciałam wszystko wrzucić do kosza. Na szczęście przekonano mnie, żebym chociaż nagrała próbne wersje. Zrobiłam to, choć niechętnie, bo byłam w pierwszym okresie ciąży. Wtedy wszystko zadziałało! Poczuliśmy, że to może być dobra płyta, a nie zwykły album z coverami. Mogłam się zająć śpiewaniem i nie martwić się o teksty.

A poczuła się pani muzyczną przewodniczką swojego pokolenia?

Nie. To, co mnie zaskakuje, to linki na Facebooku. Okazuje się, że piosenki z „Ania Movie" są słuchane nawet w państwach arabskich. Nie wiem tylko, co tam o mnie piszą tymi szlaczkami.

Śledzi pani programy z młodymi talentami?

Brałam udział w „Voice of Poland". Spotkałam wtedy kilka osób, które zrobiły na mnie wrażenie. Dziwiłam się, że nikt nie zainwestuje w nie. Ale bywa też, że młodzi nie mają nic do zaproponowania. Same covery nie wystarczą. Inna sprawa, że trzeba co najmniej spędzić rok na próbach, by stworzyć repertuar. A młodym nie chce się pracować. Wiem, co mówię, bo też jestem leniem. Na szczęście, jak nic nie robię, zaczynam się źle czuć.

 

Anna Dąbrowska

ur. 1981 w Chełmie, polska popowa wokalistka, ośmiokrotna lauretka Fryderyka. Debiutowała w 2002 r. w programie muzycznym „Idol". Dwa lata później wydała pierwszy album „Samotność po zmierzchu". W 2011 r. wystąpiła w roli jurorki w programie telewizyjnym „The Voice of Poland". Najnowsza płyta „Bawię się świetnie" to piąty krążek w jej karierze.

Rz: Najnowszy album „Bawię się świetnie" jest pierwszym wydanym bez kontraktu z dużym koncernem. Nareszcie czuję się pani wolna?

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla