Piotruś Pan buduje imperium

Projektuję, inwestuję. I udaje mi się to genialnie - mówi Robert Kupisz. Nie jest zarozumiały. Ale nie chce też być fałszywie skromny.

Publikacja: 09.03.2013 00:01

Piotruś Pan buduje imperium

Foto: Sukces, Magda Wunsche

Rozmowa pochodzi z miesięcznika "Sukces"

Masz ochotę od czasu do czasu coś zmalować?

Zawsze! To we mnie siedzi jeszcze od czasów liceum plastycznego. Kiedyś nawet myślałem, że zostanę malarzem. Stanęło na tym, że maluję na bawełnie i wełnie. Z obrazów w porę zrezygnowałem.

Dlaczego „w porę"?

Były namalowane całkiem poprawnie, ale nie miały w sobie emocji.

Jesteś wobec siebie krytyczny?

Bardzo. Dlatego jeśli wypuszczam coś sygnowanego swoim nazwiskiem, nie muszę się już martwić o krytyczną ocenę innych.

A cholerykiem? Potrafisz wyjść z siebie, jak coś się nie udaje?

Nie, bo nauczyłem się szukać rozwiązania do skutku.

Projektant to ciągle twoja nowa rola. Jak się w niej czujesz?

Czuję, że jestem w niej świetnie obsadzony. To jest zawód, na który czekałem całe życie.

Byłeś już tancerzem, fryzjerem, stylistą. Ktoś powie: nie wie, czego chce...

Ale ja doskonale wiem! Tylko że czasem droga do celu jest nieco dłuższa.

Butik przy Mokotowskiej, najbardziej modowej ulicy w Warszawie, to już nie przypadek. Żeby tu przetrwać, trzeba mieć pomysł na biznes.

Gdy projektuję, myślę przede wszystkim o spełnieniu siebie, o zrealizowaniu własnej wizji. Pieniądze są gdzieś w tle. Skaczę na głęboką wodę, dopiero uczę się pływać. Nie miałem dotąd żadnego doświadczenia w projektowaniu, nie skończyłem żadnej szkoły. Ale tak samo było z moimi poprzednimi zawodami. Uczyłem się ich na gorąco. Ale za każdym razem te zajęcia dawały mi bardzo szybko możliwość utrzymania się. I to na niezłym poziomie. Wydaje mi się, że umiem wyczuć rynek.

Masz nos do biznesu?

Jestem ósemką numerologiczną. Tacy ludzie jak ja potrafią zbudować imperium.

Czyli potrafisz wyczuć, czego potrzebują mężczyźni, o jakich ubraniach marzą kobiety?

To zupełnie nie tak. Projektuję tylko to, co mi się podoba, co sam chciałbym mieć i co sam bym na siebie włożył.

Od początku chciałem stworzyć produkt, który będzie wypadkową moich doświadczeń, tych dobrych i złych.

Tylko co mają wspólnego twoje doświadczenia z bluzką, która wisi na wieszaku w butiku?

Miałem naście lat, rzeczywistość była szara, a w sklepach na półkach stały konserwy i ocet. Jednak jako uczeń liceum plastycznego chciałem się wyróżniać. Stałem się więc mistrzem tworzenia czegoś z niczego. Zrobiłem espadryle ze sznurka do snopowiązałki i starych dżinsów. A z fartucha lekarskiego – marynarkę. Farbowałem wszystko, co się dało. W domowych garnkach. Mama pomstowała na mnie, bo ziemniaki gotowały się na różowo, a kluski na turkusowo. Nauczyłem się nieźle kombinować. Wiem, jak uniknąć banału. Mam nadzieję, że widać to w moich ubraniach.

To jest pasja, a gdzie zaczyna się biznes?

U mnie jedno zawsze wynika z drugiego. Najpierw byłem tancerzem, później założyłem szkołę tańca, która szybko stała się jedną z najlepszych w Europie.

Projektant to moja nowa rola. czuję, że jestem w niej świetnie obsadzony. projektuję tylko to, co mi się podoba, co sam chciałbym mieć i co sam bym na siebie włożył.

I po 10 latach rzuciłeś wszystko bez zbędnych sentymentów?

Tak, bo już się nakarmiłem tańcem, nic więcej bym w nim nie osiągnął. Pojechałem więc do Łodzi. Znalazłem tam pracownię, w której do dziś robię wykroje. Kupuję też polską bawełnę. Nie rozumiem fascynacji zagranicznymi materiałami, kiedy w kraju jest świetne zaplecze. Postanowiłem z niego skorzystać. W ogóle wszystko chciałem zrobić inaczej. Inne są moje butiki, ubrania...

Inne?

Do tej pory projektanci w Polsce koncentrowali się na czerwonym dywanie. Szyli ubrania dla celebrytów. A ja zszedłem z tego dywanu na chodnik. I to był strzał w dziesiątkę.

Tylko że twoje ceny nie są „chodnikowe". Krótko mówiąc: tani nie jesteś. Gdzie tu logika?

Nie mogę być zbyt tani. Jeśli kiedyś rozwinę działalność na masową skalę, to pewnie i ceny zbliżą się do tych z sieciówek. Ale na razie każda rzecz jest przeze mnie własnoręcznie farbowana, zmieniana. Mój produkt jest modowy. W stylu ulicznym, ale na swój sposób luksusowy. Choć nie jest to luksus na miarę topowych zagranicznych marek, gdzie byle drobiazg sygnowany przez dom mody kosztuje nawet kilka tysięcy euro.

Czujesz się ofiarą świata mody?

Ofiarą? Ja?

Twoje rzeczy należą do najczęściej podrabianych w Polsce.

Cóż, traktuję to jako dość pokrętny, ale jednak, komplement. Podrabianie czegoś musi się opłacać. A ja jestem podrabiany nie tylko w Polsce, ale i we Włoszech.

Na szczęście każdą swoją rzecz rozpoznam na kilometr.

Moi klienci nigdy też nie kupią podróbki.

Nie drażni cię to, że w Internecie można kupić koszulki à la Kupisz? Dlaczego z tym nie walczysz?

Po co? To dla mnie świetna darmowa reklama. Styl à la Kupisz? To brzmi prawie dumnie. Wcześniej ze swoim nazwiskiem miałem same kłopoty. W szkole koledzy żartowali: kupisz nie kupisz, potargować można. A teraz nagle po latach stało się tak rozpoznawalne. Podobnie jak logo mojej marki. Wymyśliłem je i namalowałem, gdy miałem 15 lat. Czyli wieki temu. I teraz do niego wróciłem.

Gdzie szukałeś pierwszych pomysłów na ubrania?

Pamiętam, że pojedyncze sztuki pokazywałem najbliższym znajomym. A oni kręcili głowami: kto będzie w tym chodził poza tobą? Teraz się kajają. Bo mój sukces w ciągu półtora roku przerósł najśmielsze oczekiwania. W Internecie jestem najlepiej sprzedającym się polskim projektantem.

W tym czasie wydarzyło się coś, co chciałbyś zmienić, poprawić?

Nie, wszystko udaje mi się genialnie.

Ciekawe, ile osób w tym momencie pomyślało: wyniosły zarozumialec!

A mam mówić szczerze czy ściemniać? Jestem dojrzałym facetem i nie mam potrzeby udawania kogoś, kim nie jestem. Nie jestem zarozumiały, ale nie chcę być też fałszywie skromny. Tym bardziej że mam powody do zadowolenia. Rozkręciłem nowy biznes, utrzymuję się z niego od roku, nie mam długów, robię kolejne inwestycje. Między innymi otworzyliśmy nowy butik w Galerii Mokotów.

Nie boisz się, że podzielisz los Macieja Zienia? Jego butik, vis-à-vis twojego, został niedawno oblany czerwoną farbą. Jedni przekonują, że to dzieło jakiejś tajemniczej organizacji, która walczy z konsumpcjonizmem. Inni mówią krótko: oto wyraz polskiej zawiści.

Nie wiem, dlaczego ci ludzie niszczą Warszawę, dewastują przedwojenne kamienice. I nawet nie staram się tego zrozumieć. Daję ludziom pracę. Nie tylko w moich butikach, ale i w szwalniach. A jeden z naszych partnerów otworzył zakład i rozkręca działalność.

Po to tylko, by nadążyć z produkcją dla nas.

Całą rozmowę przeczytasz na stronie miesięcznika "Sukces"

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"