Było ich trzech: Julian Tuwim, Aleksander Tansman i nieco młodszy, urodzony w 1900 roku Paweł Klecki. Różnica wieku między nimi nie była znaczna, chodzili do tych samych łódzkich szkół lub pobierali lekcje muzyki u jednej profesorki, spotykali się na koncertach. Gdy Tansman zaczynał komponować, korzystał z wierszy Tuwima, Klecki podczas studiów w Warszawie w młodym poecie znalazł przyjacielskie wsparcie.
Kim był Julian Tuwim, nie trzeba tłumaczyć. Muzyka Tansmana, który w latach 20. wyjechał do Paryża i zrobił światową karierę, w ostatnich dekadach jest w kraju grywana. Dorobek Pawła Kleckiego czeka na odkrycie. Może dlatego, że gdy wyjechał z Polski, stał się Paulem Kletzkim. Do rodzinnego kraju przyjechał w latach 60. jako światowej sławy dyrygent.
Jego talent odkryto wcześnie, jako 15-latek grał w Łódzkiej Orkiestrze Symfonicznej, w 1921 r. zdobył I nagrodę w konkursie kompozytorskim Filharmonii w Warszawie. Dwa lata później miał kontrakt ze znanym wydawnictwem berlińskim, które publikowało jego utwory.
Zamieszkał w Berlinie, gdzie odnosił sukcesy. Wszystko skończyło się z dojściem Hitlera do władzy. Jako Żyd musiał uciekać, ale trafił do Związku Radzieckiego i na kolejną nagonkę antysemicką. Na szczęście udało mu się wyjechać do Szwajcarii i tam zamieszkał.
W czasie II wojny zginęła cała jego rodzina. Trauma Holokaustu była tak silna, że nie znalazł w sobie dość sił, by wrócić do komponowania. Zajął się dyrygowaniem. Kiedy po latach odzyskał cudem ocalały z wojennej zawieruchy kufer ze swoimi utworami, nie chciał nawet do niego zajrzeć.