Na okładce nowej płyty, która przynosi mocne riffy i potężne dudnienie perkusji, oglądamy tytułowego zbawcę.
Jeśli spojrzeć na niego poważnie, można wybuchnąć śmiechem: oto sześćdziesięciolatki bawią się wizerunkiem ni to supermana, ni człowieka ptaka, który wyszedł obronną ręką z burzy ognia.
Skóra i ćwieki
Ale heavy metal, podobnie jak opera, jest rodzajem współczesnej bajki o dobru i złu. Od początku epatuje grozą nie tylko w tekstach, ale i w oprawie scenicznej oraz kostiumach.
Jednym z pionierów tego nurtu był właśnie zespół Judas Priest i jego wokalista Rob Halford. To on wprowadził na rockową scenę skóry ponabijane ćwiekami, pieszczochy, podkute buty, a także skórzane czapki, jakie nosili hells angels. Część z tych kostiumów była jak wyjęta z klubów i filmów sado-maso.
Tendencję do noszenia podobnych strojów miał również Freddie Mercury, ale nie tylko te upodobania łączyły wokalistów. Fani wskażą też operowy sposób śpiewania i charakterystyczne wibrato, którego nie usłyszymy na najnowszej płycie, bo czas robi swoje. Ale chodzi również o homoseksualizm Halforda. Epatujący supermęskim wyglądem wokalista, uwielbiający dosiąść na scenie motoru jak rycerz konia, przez wiele lat skrywał swoją orientację z obawy przed reakcją fanów i środowiska. W 1998 r. przerwał milczenie również ze względu na powtarzające się plotki oraz ataki środowisk gejowskich, które domagały się coming outu i zerwania z hipokryzją.