Dziś nawet dziecko wie, że talent się liczy, ale wygląd też ma znaczenie, jeśli się marzy o światowej karierze. Joe Bonamassa jest tego przykładem.
Bluesmani nie cieszyli się zazwyczaj sławą mężczyzn przystojnych i eleganckich. Blues to muzyka wyzwolonych niewolników, którzy śpiewali o pechu, złośliwym losie albo spotkaniu z diabłem, które tylko na początku przyniosło szczęście. Bluesmani nie mieli pieniędzy, grali w barach, a stereotyp obszarpanych łazęgów utwierdził kultowy film „Blues Brothers" o facetach, którzy śpią w hotelu przy hałasującym metrze, gdzie nie można zmrużyć oka.
Nic dziwnego, że bluesa słuchali hippisi lub faceci pijący tylko piwo.
Młody Zeppelin
Ten zły trend zmieniał Eric Clapton, ale prawdziwego przełomu dokonał właśnie Joe Bonamassa. Nowojorski bluesman z włosami ułożonymi brylantyną, w eleganckich marynarkach, w czarnych okularach może liczyć na obecność pięknych pań na widowni. W przeciwieństwie do innych bluesmanów zapełnia duże sale koncertowe.
Oczywiście samym wyglądem jeszcze nikt niczego nie zwojował. Bonamassa też dzięki talentowi i ciężkiej pracy wspiął się na sam szczyt bluesa, uwalniając ten styl z muzycznego getta. O jego pozycji świadczy przygoda z Black Country Communion. W tej supergrupie znalazł się Glenn Hughes, czyli wokalista i basista Deep Purple, który odpowiadał za sukces albumów „Burn" czy „Stormbringer". Derek Sherinian grał z Kiss i Alice,em Cooperem. Jason Bonham to syn Johna – perkusisty Led Zeppelin, który po słynnym koncercie w londyńskiej hali O2 szykowany był na następcę ojca.