Widowisko „Muzeum Marzeń", złożone z serii kameralnych spektakli proponuje inne spojrzenie na sztukę i niekonwencjonalny sposób „zwiedzania" muzeum.
Widz wyposażony w mapkę wędruje przez galerie na dwóch piętrach. W kilku salach spotyka aktorów, odgrywających sceny inspirowane wybranymi dziełami sztuki z różnych epok. Historie te napisali zaproszeni do projektu współcześni autorzy, m.in. Martin Pollock, Jacek Dehnel, Joanna Bator. Reżyserką jest Austriaczka Jacqueline Kornmüller, a producentem Peter Wolf.
Projekt, oparty na idei syntezy sztuk, dowodzi, że nie znają one granic. Malarstwo, literatura, muzyka, teatr znakomicie potrafią się przenikać i dopełniać. Widz jest tu nie tylko „odbiorcą" czy „świadkiem", ale zaangażowanym uczestnikiem, który nie może pozostać obojętny wobec rozgrywających się zdarzeń, bo emocje działają w nich podwójną siłą.
Joanna Szczepkowska, spacerująca przed XIX-wiecznym „Portretem Julii Gerard de Festenburg z córką Karoliną" Marcina Jabłońskiego początkowo wydaje się jedną z osób z publiczności. Ale po chwili aktorka zaczyna swój teatralny monolog oparty na tekście „Księżyc nad nimi w półpełni" Mileny Michiko Flasar, w którym wciela się w kobietę, wspominającą swoje dzieciństwo, kiedy była kilkuletnią dziewczynką, jak ta na obrazie. Opowiada nam o smutku dziecka, które straciło ojca na wojnie i pozornym ładzie życia rodzinnego, bo matka za wszelką cenę stara się zachować normalność. A mimo to w ich domu narasta poczucie pustki , bo jak mówi bohaterka spektaklu „wojna oznacza to, że jedno zaczyna się oddalać od drugiego i że nie ma już nic, co ich łączy". Aktorka stonowanymi środkami oddaje rodzinny dramat i poczucie bezradności dziecka wobec wydarzeń, które je przerastają.
Literacka historia napisana przez Milenę Michiko Flasar odbiega daleko od klimatu mieszczańskiego portretu, przedstawiającego żonę lwowskiego burmistrza z córeczką, trzymającą w dłoni jabłko. Daje nam tym samym do zrozumienia, że dzieło sztuki może budzić rozmaite asocjacje, myśli i uczucia, angażując nasze własne przeżycia. Mamy prawo patrzeć na nie w ten sposób, a niekoniecznie poprzez wykład historyka sztuki.