Jak tegoroczna nominacja do International Opera Awards w kategorii „najlepszy teatr operowy" wpłynęła na myślenie o kolejnym i następnych sezonach?
Waldemar Dąbrowski: To, że znaleźliśmy się w gronie sześciu wybranych teatrów Europy i Ameryki, jest z pewnością urzeczywistnieniem marzeń. Dziesięć lat temu było to poza horyzontem naszej wyobraźni.To szczególny moment na drodze, którą zaczęliśmy iść mniej więcej w 2000 roku, gdy nawiązaliśmy kontakty z innymi teatrami, może nie tymi czołowymi, ale ważniejszymi wówczas od nas. Wpisaliśmy się w ich wybory repertuarowe, potem rozpoczęliśmy współpracę koprodukcyjną z kolejnymi. To nas zbliżało do grona wybitnych realizatorów, pozwalało obniżyć koszty, osiągać wyższą jakość artystyczną. Zaczęliśmy być rozpoznawalni w świecie, wreszcie staliśmy się pożądanym i godnym zaufania partnerem. Dziś mamy imponujący katalog wspólnych przedsięwzięć z festiwalami w Salzburgu, Aix-en-Provence, Bregencji, z nowojorską Metropolitan Opera, londyńską Covent Garden, English National Opera, Welsh National Opera, brukselską La Monnaie, z operami z Waszyngtonu, Los Angeles, Paryża, Madrytu, Berlina, Petersburga, a za chwilę dojdzie do tej listy także Pekin.
Nic nie jest jednak dane raz na zawsze.
To wymaga nieustannej pracy i respektowania reguł obowiązujących w świecie, podejmowania decyzji z dużym wyprzedzeniem. Ja muszę wiedzieć, co będzie się działo u nas za dwa, trzy lata, a przecież w przeszłości repertuar w Teatrze Wielkim ustalano co najwyżej z trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Pozycję w świecie budujemy zresztą w różny sposób, także m.in. poprzez fakt, że byliśmy współtwórcami ENOA, czyli Europejskiej Sieci Akademii Operowych dla młodych śpiewaków, jej efekty zaowocowały sukcesami Polaków na ostatnim Konkursie Moniuszkowskim. Zainicjowaliśmy z kilkunastoma teatrami platformę internetową (The Opera Platform) ze streamingiem spektakli. Dzięki niej wprowadziliśmy do europejskiego obiegu nasz „Straszny dwór".
Spodobał się?