Niedawno zagrali na festiwalu w Łańcucie, ale w Polsce nie są jeszcze dobrze znani. No cóż, mamy własną świetną grupę MoCarta, balansującą między klasyką a kabaretem. Nic jednak nie ujmując naszym muzykom, artystyczne możliwości Janoska Ensemble wydają się bogatsze.
Do klasyki i dowcipu Słowacy dodają bowiem elementy jazzu, world music czy tanga. W dzisiejszym kulturowo wymieszanym świecie ich muzyka wzorcowo łączy zatem różne konwencje. I jest idealną propozycją dla tych, którzy nigdy nie wybiorą się do filharmonii. Chcą zaś posłuchać czegoś przyjaznego dla ucha, co jednocześnie da im przekonanie że obcują ze sztuką wyższego rzędu. W ten sposób czują się kulturowo dowartościowani.
Zespół tworzą dwaj skrzypkowie – Ondrej i Roman Janoska, ich brat, pianista František oraz wżeniony w rodzinę węgierski kontrabasista Julius Darvas. Wszyscy odebrali staranne wykształcenie, głównie w wiedeńskich akademiach, grywali w sławnych orkiestrach lub partnerowali na recitalach operowym gwiazdom. Od 2013 r. tworzą zespół, nie zaniedbując indywidualnych karier.
Bracia opowiadają, że wzrastali w domu (ojciec też był skrzypkiem), w którym słuchało się płyt z muzyką klasyczną, ale w wersji grywanej w wiedeńskich kawiarniach, czy eleganckiego jazzu Oscara Petersona i Stephane'a Grappellego.
Ci mistrzowie nadal patronują słowackim braciom, co potwierdza płyta. Rozpoczynają, jak na klasycznych muzyków przystało, od uwertury – z „Zemsty nietoperza". Szybko jednak muzyka Johanna Straussa zaczyna tu służyć do jazzowych improwizacji lub zgrabnie łączy się ze starym rosyjskim romansem, który pół wieku temu Paul McCartney przerobił na hit „Those Were The Days".