Świat muzyki w 2016 roku: Polscy artyści w natarciu

Najlepszą polską płytą był „Błysk" Hey. Odeszli Leonard Cohen i David Bowie, pozostawiając znakomite albumy.

Publikacja: 15.12.2016 16:40

PJ Harvey, Open'er w Gdyni i Torwar w Warszawie

Foto: materiały prasowe

To był, według niepełnych jeszcze prognoz, znakomity rok w polskiej fonografii: sprzedano kilkanaście procent albumów więcej niż w poprzednim roku, zaś udział krajowych produkcji w sprzedaży stał się po raz pierwszy wyższy niż propozycji zagranicznych.

To zasługa rodzimych gwiazd, wśród których największą był raper O.S.T.R. Jego album „Życie po śmierci" może osiągnąć nawet wynik 100 tysięcy egzemplarzy. Nie da się ukryć, że właśnie rosnące zainteresowanie rapem zwiększa udział polskiej muzyki w rynku. A także spektakularne powroty, np. Agnieszki Chylińskiej po siedmioletniej płytowej przerwie. Jej „Forever Child" promuje się hitem „Królowa łez" i może się rozejść do końca roku w 50 tysiącach egzemplarzy. A proporcje między sprzedażą tradycyjnych płyt i muzyką w sieci osiągnęły odpowiednio 75 i 25 procent, co upodabnia nas do Niemiec i Francji.

Artyści średniego pokolenia odzwierciedlili na płytach rosnące przerażenie polityczną wojną w Polsce. Na „Błysku" grupy Hey Kasia Nosowska śpiewa w „Prędko, prędzej" o politycznej ustawce przypominającej porachunki kiboli. Apeluje, żeby nie wnosić do jej życia medialnego brudu hybrydowych wojen.

Krytyczny obraz Polski przyniosła płyta Marii Peszek „Karabin". Wiele mówiła okładka nowego albumu Kultu „Wstyd", który to napis widnieje na rozpiętym biało-czerwonym dresie. Kazik również napiętnował polityczne kibolstwo, natomiast Muniek Staszczyk na nowej płycie T.Love śpiewał o tym, co może przynieść zderzenie dwóch marszów 11 listopada. Z kolei Fisz na płycie „Dron" nagranej z Emade zajął się opisaniem świata, w którym najmłodsze pokolenie w związku z egoizmem polityków może liczyć tylko na siebie – w niełatwej, naszpikowanej elektronicznymi gadżetami rzeczywistości.

Młodsze pokolenie artystów wybrało emigrację wewnętrzną oraz podróż do korzeni rocka, lat 60. i hipisowskich utopii. Tak można opisać świetny album Organka „Głupi" oraz „Woman Blue" zespołu Shy Albatross. Najciekawszy album spośród artystów młodego pokolenia nagrała Brodka („Clashes"). To międzynarodowa produkcja zarejestrowana przez Noaha Georgesona, której towarzyszą zagraniczne koncerty. A to nie jest ostatnie słowo Brodki na świecie.

W hip-hopie coraz mocniej zaznacza swoją pozycję Taco Hemingway, który wypuścił album „Marmur". Za poprzednie dokonania otrzymał Fryderyka. Lepszy jednak z niego pisarz niż raper. Zaskakującym zwycięzcą gali był Zbigniew Wodecki fetujący nową wersję płytowego debiutu sprzed dekad, stając się soulowo-funkowym klasykiem. Silną pozycję naszych artystów potwierdzały koncerty. Dawid Podsiadło zapełnił Torwar, Brodka występowała w Filharmonii Narodowej.

Zanim Bob Dylan otrzymał literackiego Nobla, doszło do heroicznych przedśmiertnych gestów największych światowych gwiazd. Leonard Cohen rozliczył się z Bogiem, ukochanymi i życiem na tyle pięknej, co wstrząsającej płycie „You Want It Darker".

Rok zaczął się jednak od śmierci Davida Bowiego, który ukrywając walkę z nowotworem, nagrał „Blackstar". Zaskoczył swoją śmiercią wszechstronny artysta Prince. Blues-rockowy album życia „Loud Heiler" nagrał Jeff Beck. W świetnym stylu po koncercie na Kubie powrócili do korzeni The Rolling Stones, wydając „Blue & Lonesome" z chicagowskim klasykami.

Do korzeni wróciła też Metallica, jej „Hardwired" plasuje się w topie zagranicznych bestsellerów. Liderem alternatywy jest wciąż Radiohead („A Moon Shaped Pool"). Pod koniec roku wdarł się na szczyty The Weeknd i album „Starboy".

W rapie status megagwiazdy albumem „Vievs" potwierdził Drake, bijąc rekordy odtworzeń w internecie. Kanye West nie zadowolił się premierą „The Life Of Pablo" i publikował nowe, poprawiane wersje. Koncerty zmieniał w krytyczne kazania pod adresem ziomków oraz zawoalowane poparcie dla Donalda Trumpa, co wzburzyło afroamerykańską społeczność. Wysoko oceniano „Lemonade" Beyonce.

Bywalcy koncertów przeżywali zawrót głowy od natłoku propozycji. Na najważniejszy show roku typowano koncert Red Hot Chili Peppers, ale muzykom brakowało dyscypliny, jaką nadawał poprzedni gitarzysta John Frusciante. Dlatego największym wydarzeniem stała się inna atrakcja Open'era – żywiołowy popis Florence and The Machine.

Pożegnało się z polskim fanami Black Sabbath, do Doliny Charlotty wrócił Carlos Santana. Na Narodowym zaśpiewała Beyonce, a muzyczną gwiazdą Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 był David Gilmour. Fanom alternatywy przypadł do gustu występ PJ Harvey, zaś najmłodszym słuchaczom – żywiołowych Twenty One Pilots.

Florence And The Machine, Open'er w Gdyni. Brytyjska wokalistka przesłoniła swoją witalnością i przebojowością Red Hot Chili Peppers, dając dowód na to, że hierarchie na szczytach pop nie są wieczne.

PJ Harvey, Open'er w Gdyni i Torwar w Warszawie. Niezależna gwiazda dba o kontakt z fanami, dlatego ogranicza frekwencję na widowni. Wystąpiła dwa razy, prezentując album „The Hope Six Demolition".

Agnieszka Chylińska, Forever Child Tour. Wokalistka jednego dnia zaskoczyła fanów premierą płyty, singla i sprzedażą biletów. Biła rekordy popularności, imponując wulkaniczną energią.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"