– Kora prosiła, żeby na jej pogrzebie nie płakano, żeby było kolorowo – powiedział jej mąż Kamil Sipowicz, wieloletni życiowy partner, poeta, filozof. – Walczyła ze śmiercią, ale potem się z nią pogodziła. Najgorsze było czekanie na wyniki badań. Muszę powiedzieć, że Kora przeszła piekło, ale nigdy nie widziałem kogoś, kto miałby taką siłę życia jak ona. Była piorunującym życiem, jego kwintesencją.
– Kora żyła w wielu okresach naszego kraju: komunizmu, komunizmu z ludzką twarzą, Solidarności, stanu wojennego, demokracji, a wreszcie parodii demokracji – mówił Wojciech Mann. – W każdym z tych okresów Kora szła przez życie z podniesioną głową, z konkretnymi poglądami, na swoim sztandarze miała zawsze wypisaną wolność.
Ostatni miesiąc była w domu w Bliżowie na Roztoczu, w otoczeniu rodziny, przyjaciół. Miesiąc temu wzięła ostatnią chemię w Szpitalu im. Jana Pawła 2 w Zamościu. Jak poinformował Kamil Sipowicz, „do końca była wierna religii słońca, wiatru i kwiatów. Nie przyjęła ostatniego namaszczenia".
Jej prochy spoczęły w białej urnie z wzorem drzewa, na którym śpiewa ptak, utrzymanej w oszczędnej stylistyce japońskich malowideł.
Wzorem wielu wcześniejszych pogrzebów nie było muzyki pogrzebowej, tylko odtworzono przeboje Maanamu, m.in. „Mówią, że miłość mieszka w niebie". Organek wykonał „Czarną Madonnę". Z mównicy, poza Kamilem Sipowiczem, wybitną artystkę żegnała Magdalena Środa, która towarzyszyła do ostatnich chwil Korze. – Łączyła pokolenia, środowiska. Cieszmy się, że z nami była, i że z nami jest. Bo boginie nie umierają – mówiła prof. Środa. Dodała, że wokalistka była uosobieniem niepodległości i niezależności. Żegnał artystkę również Jerzy Buzek, były premier RP.