Jak wygląda Boże Narodzenie we Włoszech? A u pani w domu? Takie pytanie zadają mi najczęściej dziennikarze. Bardzo trudno wytłumaczyć, że ze świętami we Włoszech, tak jak z każdym innym objawem życia, bywa rozmaicie, różnią się w zależności od regionu, od miasta. Wpływ wzorców anglosasko-amerykańskich ujednolicił obraz Bożego Narodzenia w świecie zachodnim, ale nadal, i całe szczęście, trwają ogniska lokalnych zwyczajów. Na kanwie ogólnych tradycji wyrasta to, co nazywam domowym Bożym Narodzeniem, splot różnych rodzinnych przekazów; widać to u mnie w domu, przede wszystkim na płaszczyźnie kulinarnej.
We Florencji, podobnie jak w wielu miastach włoskich, już od średniowiecza w wigilię Bożego Narodzenia spalało się w kominku wielki pień drzewa, najczęściej dębowy. Po włosku pień to „ceppo, a Pietro Fanfani, XIX-wieczny pisarz i filolog toskański, tak opisuje ten zwyczaj w swoim Słowniku mowy toskańskiej: „W dolinie rzeki Chiana, a szczególnie w okolicach Cortony, istnieje taki zwyczaj, że wszystkie rodziny zbierają się w swoim gronie, aby obchodząc Święta Narodzenia Pańskiego, odnowić poczucie domowej wspólnoty. Wśród innych wesołych rzeczy, które mają zwyczaj robić, jest wkładanie do ognia, wokół którego gromadzi się cała rodzina przed wieczerzą, dużego pnia drzewa na spalenie, następnie zawiązuje się po kolei dzieciom oczy i każe im się uderzać w pień pogrzebaczem i śpiewać jednocześnie piosenkę „Zdrowaś Mario od pnia” („Zdrowaś Mario od pnia, błogosławiony aniele – anioł mi odpowiedział: mój piękny pniu, przynieś mi wiele darów”). Piosenka ma tę właściwość, że dziecko zostaje obsypane masą słodyczy lub innych drobiazgów zależnie od możliwości obecnych (…)”.
Także dorośli obijali dobrze rozpalony pień, rozniecając kaskady iskier, z czego starano się wywróżyć przyszłość; tym przesądom starał się przeciwstawiać Dante w XVII w. pieśni „Raju”, mówiąc: „Jak tylko potrącisz zapaloną głownię, tysiąc się iskier zaraz z niej rozleci, Z których gmin ciemny wróży…”. Następnego dnia z rana ojciec rodziny zbierał popiół z kominka i przechował go, aby potem rozsypać na polu jako ofiarę błagalną za pomyślne zbiory.
We Florencji używano też słowa „ceppo” jako synonimu prezentu, prawdopodobnie dlatego, że przed Bożym Narodzeniem był zwyczaj obdarowywania pniem dębowym albo oliwnym do spalenia w kominku tych, którzy go nie mieli. Zamiast słowa „Natale” (Boże Narodzenie) używano właśnie określenia „festa del ceppo” (święto pnia). Z czasem ceppo stał się konstrukcją drewnianą w kształcie piramidy z dwiema, trzema półkami wewnątrz, na których ustawiano dekoracje i małe prezenty dla dzieci. Przez wiele wieków taki „pień” królował w toskańskich domach zamiast choinki.
Żeby zrozumieć palenie ceppo czy dekorowanie choinki światełkami, trzeba się odnieść do dawnej symboliki związanej z rzymskim kultem słonecznym. Cesarz Aurelian w 275 roku n. e. nakazał czcić 25 grudnia jako święto narodzin niezwyciężonego boga słońca (Sol Invictus). Tego dnia zapalano wielkie ogniska na cześć rodzącej się na nowo gwiazdy. Według jednej z hipotez, na początku IV wieku święto zostało schrystianizowane jako narodziny Chrystusa, prawdziwego Słońca Sprawiedliwości, Światła, które daje życie.