Zgodnie z wynikami przeprowadzonego na Wyspach głosowania krytyków muzycznych, Adele ma być sensacją 2008 r. Wątpię, by ta prognoza się spełniła.
Nie dlatego, że wokalistce brakuje talentu, ale ze względu na formę, którą wybrała. Płytę wypełniają głównie piosenki zaśpiewane z akompaniamentem akustycznej gitary, rzadziej pianina. Brzmią, jakby Adele usiadła w domu i po prostu zaśpiewała o tym, co jej leży na sercu. Tak samo, jak na jej klipach z serwisu YouTube. Natomiast te utwory, którym towarzyszą rozbudowane aranżacje i duże sekcje smyczkowe, są przeładowane. To wahanie od utworów nagich po barokowo przystrojone towarzyszy całemu albumowi. Najwyraźniej nad jego przygotowaniem nie czuwał troskliwy i konsekwentny producent. Może warto było popracować w studiu dłużej i ciekawe kompozycje młodej Adele skonfrontować z wiedzą bardziej doświadczonych muzyków.
Naturalność i surowość tego krążka ma swój urok, a sama Adele – czas, by dorastać i w przyszłości proponować lepsze płyty. Z tego debiutanckiego szkicu na pewno można wyczytać, że Adkins ma wiele oryginalnych pomysłów, które trudno zdefiniować. Brytyjczycy mówią, że śpiewa soul, ale myślę, że Aretha Franklin byłaby tym określeniem zdziwiona. To soul w silnie przetworzonej, europejskiej i wielkomiejskiej odmianie, czyli muzyka urban, tyle że akustyczna. Najlepszym utworem jest znany wcześniej singiel „Hometown Glory” poświęcony Londynowi, jego codzienności i tragicznym chwilom zamachów terrorystycznych w metrze. Delikatne, wręcz grzeczne otwarcie stanowi romantyczny „Daydreamer” z poetyckim tekstem. W innych piosenkach głos Adele jest niesforny, ciągle się dokądś wyrywa albo nagle załamuje. Oryginalnego charakteru dodaje mu chrypka, która potęguje wrażenie, że mamy do czynienia z młodą i niepokorną dziewczyną. Ale jej nieprzewidywalność ma i ciemną stronę – w dramatycznych „Chasing Pavements” czy „Melt My Heart to Stone”, w których Adele sięga po wysokie tony, nie bardzo wiadomo, czy jeszcze śpiewa, czy już krzyczy.
Artyści pokolenia YouTube nie lubią autorytetów, ale zapominają, że w realnym świecie bez ich wsparcia karierę zrobić znacznie trudniej niż w wirtualnym plebiscycie.
Adele Adkins, 19, Sonic, 2008