Jest tu wszystko, co dla Polski charakterystyczne – ptactwo, nasycona zielenią roślinność, zapach pól, łąki, dzikie ścieżki. Sama rzeka rozdziela się i łączy, tworząc labirynt rozgałęzień. Dolinę otaczają wzgórza z jaskiniami. Takimi krajobrazami możemy się chwalić. Nie tylko ja zachwycam się Doliną Nidy. Melchior Wańkowicz po powrocie z Ameryki, stęskniony za Polską, pierwsze swoje kroki skierował właśnie tu.
Podczas zagranicznych podróży zachwyciło pana jakieś miejsce równie mocno?
Lubię tereny Bawarii, nie pamiętam jednak, by tamtejsza przyroda wywoływała we mnie tak silne emocje. Nie robią na mnie wrażenia kraje południa, chociaż jeżdżę tam na wakacje w pogoni za ciepłem. Zawsze jednak z ulgą wracam do Polski, bo tu jest wilgoć i zieleń. Wilgotność Polski wręcz widzi się gołym okiem od razu po wyjściu z samolotu.
A co pan myśli o nieodwracalnych już zmianach w polskim krajobrazie, o burzeniu jego urody tzw. dziką architekturą, o rozrastaniu się przedmieść wchłaniających coraz większe połacie łąk?
Mieszkam w dużym mieście, z dala od tych niezwykłych, naturalnych miejsc, o których rozmawiamy. Ale muszę przyznać, że coraz częściej zachwycam się tym, co wokół – parkami. Cieszy mnie każdy nowy teren pod zieleń, każdy skwer. Jestem pod wrażeniem starania się niektórych restauracji o tzw. ogródek w dosłownym tego słowa znaczeniu. Obserwuję, jak pracownicy tych miejsc toczą co rano wielkie donice drzewek i kwiatów. Wzruszają mnie też małe ogródki w oknach i na balkonach prywatnych domów. Patrzę na to wszystko czasem jak gospodarz i myślę: o, jak ładnie rośnie, i jest tego coraz więcej, może będzie jeszcze więcej? Chciałbym.