Grenoble od serca masywu La Grande Chartreuse‚ gdzie mieści się macierzysty zakon kartuzów‚ dzieli około 20 kilometrów. Pokonuję niezwykle krętą drogę‚ która pnie się w stronę bezchmurnego nieba. Mijam głębokie gardła wąwozów ze skalistymi brzegami‚ grzbiety urwistych gór i łagodne‚ pagórkowate alpejskie hale z pasącym się bydłem. W oddali z lasów wyrastają kamienne szczyty sięgające 2000 m n.p.m.
Im dalej‚ tym przyroda dziksza‚ a cisza dostojniejsza. Gdy dotarłam wreszcie do celu‚ nie miałam wątpliwości‚ dlaczego tu‚ w zamkniętej skalnymi ścianami dolinie‚ na wysokości 1000 m n.p.m. ukryli się pierwsi mnisi Chartreux. Żadne schronienie pod niebem nie mogło lepiej służyć wypełnianiu surowych reguł zakonnych. Tylko dźwięki organów i dzwonów zakłócają ciszę. Miejsce to odkrył i wybrał na budowę pierwszego klasztoru kartuzów św. Brunon z Kolonii wraz z sześcioma braćmi. Był rok 1084. Na pustynnym terenie w głębi lasu wybudowali chatki z drewna – małe ermitaże (pustelnie) do samotnych kontemplacji. Z biegiem lat przybywało zakonników i pustelni‚ klasztor się rozrastał. Pracowali‚ czyniąc sobie ziemię poddaną. Byli najpierw rolnikami i hodowcami‚ później drwalami‚ kowalami. Na początku XVIII wieku stali się mistrzami w wytwarzaniu likierów.
[srodtytul]Nasycone modlitwą [/srodtytul]
Klasztoru nie można zwiedzać‚ lecz jedynie zobaczyć z położonej wyżej górskiej ścieżki‚ która do niego prowadzi. Mnisi ślubujący ciszę i samotność obwarowali się wysokim murem i zamknęli bramy dla świata zewnętrznego‚ bez żadnych wyjątków. No‚ może z jednym. W roku 2005 niemiecki reżyser Philip Gröning nakręcił w La Grande Chartreuse „Wielką ciszę” – jedyny film dokumentalny o życiu w klasztorze. Pozwolenie otrzymał po 21 latach od pierwszego spotkania z mnichami.
Przez sześć miesięcy Gröning mieszkał w klasztornej celi jak inni mnisi i na co dzień dyskretnie towarzyszył im z kamerą. Stał się częścią tej niezwykłej równowagi między osamotnieniem a byciem we wspólnocie. Film robił sam – był scenarzystą‚ producentem‚ reżyserem‚ operatorem‚ dźwiękowcem i montażystą. Jak sam mówił‚ była to jego filmowa medytacja. 160-minutowa podróż w głąb całkowitej ciszy. Słychać jedynie klasztorne śpiewy i dźwięki natury‚ nie ma wywiadów ani komentarza.