Ten przepiękny, wypełniony ledwie pięcioma utworami album budzi niedosyt. Chciałoby się więcej, ale tylko pozornie. Bo kto by uniósł tyle emocji, ile wyzwala swym śpiewem Antony.
Jego drżący głos porusza te sfery wrażliwości, o których wolimy zapomnieć – wszystkie ludzkie tęsknoty i niespełnione pragnienia. Kto woli, by trwały uśpione, niech trzyma się od tej płyty z daleka. Tytułowa „Another World” jest opowieścią o podróży do innego świata, zarazem rozdzierającym pożegnaniem i marzeniem o nowym, spokojnym życiu.
Utwór śpiewany na granicy płaczu przypomina modlitwę. Antony wylicza, za czym będzie tęsknił: wiatr, słońce, deszcz, morze, śnieg, pszczoły, drzewa. Gdyby śmierć była tak łagodna, jak ta opowieść, nie mielibyśmy czego się bać.
„Crackagen” trwa tylko dwie i pół minuty, przypomina etiudę. Antony snuje poetycką wizję, a fortepian i wiolonczele ledwie zarysowują kształt utworu – to ulotna impresja, nie sposób ją zapamiętać, ale silnie stymuluje wyobraźnię: łatwo dopowiedzieć sobie wspaniały ciąg dalszy. Poznamy go w styczniu, gdy ukaże się długogrająca płyta „The Crying Light”.
Tymczasem nastrój się zmienia. „Shake That Devil” na początku jest ściszoną prośbą a capella, prawie błaganiem: „Wygoń ze mnie tego psa (...), wygnaj ze mnie tę świnię”. Napięcie rośnie i nagle z hałasu wyłania się fantastycznie czysty, bigbitowy stukot werbli. Teraz Antony frazuje mocno do nagiego rytmu, między wersami rozbrzmiewa szalony saksofon.